środa, 12 marca 2014

KAPITEL 7

Echo słów byłego basisty rozbrzmiewał mi w uszach jeszcze po śniadaniu, gdy schodziliśmy na parter, by odprowadzić mnie na zmianę opatrunku i tak naprawdę nie wiedziałam, co miałam o tym sądzić. Gdzieś w głowie moja podświadomość mi mówiła, że Kaulitz z jakiegoś niewiadomego powodu uznał mnie za swoją własność, przez co nikt nie mógł mnie tknąć. Z jednej strony mi to oczywiście odpowiadało, bo naprawdę nie chciałam, by ktokolwiek położył na mnie swoje łapy, ale z drugiej strony do czego mu byłam potrzebna? Jeśli nie miał ze mnie żadnego pożytku... To był ten typ człowieka, który nie robił niczego bez jasno określonego powodu. Więc nie mogłam uwierzyć, że chciał mnie trzymać u siebie w pokoju, sprawiać sobie taki problem tylko ze względu na swój własny kaprys. Ciągle o tym myślałam i ciągle nie mogłam zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło.
- Zawołaj Marię. – powiedział do blondwłosej pielęgniarki, która zmierzyła go spojrzeniem, na który ja chyba nigdy bym się nie odważyła. Czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, że każdy widział, że miała na niego ochotę, z nim włącznie? Czy ona miała w ogóle dumę? Odwróciła się do nas plecami i poszła w stronę jakichś drzwi, nie omieszkując przy tym nam pokazać, że miała czym zarzucać po drodze. Zmarszczyłam czoło na ten widok i mechanicznie spojrzałam na swój własny tyłek. Cóż. Miałam większy. Piersi też miałam większe i wydawało mi się, że byłam atrakcyjniejsza, a ona mimo wszystko miała większe ego, niż ja i pochłaniała nim całą salę. Było w niej coś dziwnego i mało logicznego. Uchwyciłam wzrok porucznika, który spod uniesionej brwi przyglądał się temu, co robiłam i westchnęłam przeciągle. Nagle poczułam się zmęczona żenowaniem. No bo ileż można?
- Nie patrz się tak. – burknęłam ponuro. – To nie moja wina, że ona tak chodzi. Zaczynam się zastanawiać, czy ze mną wszystko jest w porządku.
- Z twoim tyłkiem na pewno.
- Nie gap się na mój tyłek, dziękuję bardzo.
- Widziałem cię nago. Wydaje mi się, że już za późno na takie rozkazy.
Niech go szlag trafi. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie widziałam i nie znałam człowieka tak zadufanego w sobie i tak pewnego siebie. On musiał zawrzeć pakt z diabłem i to go uczyniło takim... kimś, prawda? Nawet, gdyby nie był porucznikiem, on i tak by rządził wszystkimi naokoło.
- Ty po prostu... – urwałam, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. On już nawet na mnie nie patrzył, zaabsorbowany nagle czymś innym. Powiodłam za jego wzrokiem i dostrzegłam leżącego na łóżku żołnierza, tego samego, który wczoraj odmówił zrobienia ze mnie swojej kurwy, który dzisiaj ponoć miał być stąd wypuszczony, a wciąż tu był.
- Nie gap się na nią. – wycedził lodowato Kaulitz, a tamten natychmiast skupił się na czymś innym. Zamrugałam oczami, nie kryjąc zaskoczenia i znów wróciło do mnie to, co powiedział Hagen:
On jest wyjątkowo przewrażliwiony na jej punkcie.
Czy, gdyby zmienić ich słowa na wyrazy, które znajdowały się w moim słowniku, zabrzmiałoby to tak, jakby Kaulitz był zaborczy w stosunku do mnie? Ale dlaczego? Przecież... Nie, nie miałam zamiaru znowu wracać do tego samego tematu. On był po prostu upośledzony psychicznie i musiałam się trzymać niego, jeśli nie chciałam zostać zabita. I ta informacja musiała mi na razie wystarczyć.
Na horyzoncie w końcu pojawiła się Maria z jakimiś szpitalnymi przyborami, których nie rozpoznawałam z Tanją kilka kroków dalej, która, gdy tylko dojrzała Kaulitza, nie oderwała już od niego wzroku. Sępiego wzroku. Pożądliwego wzroku. Tak właśnie wyglądała najprawdziwsza puszczalska odsłona kobiety i za nic nie chciałam się taką stać. Było w niej coś... złego, coś obsesyjnego.
- Skarbie, ty wciąż żyjesz! – wyrzuciła na mój widok starsza pielęgniarka, a ja niemal roześmiałam się ironicznie na to stwierdzenie. Czy to było aż takie trudne do zrobienia? Przeżycie tutaj? Miałam wrażenie, że czegoś jeszcze się nie dowiedziałam, że coś wciąż było za moimi plecami i czekało, by wyskoczyć i przestraszyć mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Nie chciałam się nawet zastanawiać, co to takiego mogło być. – Jak ręka? – spytała, gdy tylko stanęła przede mną, niższa ode mnie, szeroko uśmiechnięta. Dlaczego? W końcu też była Niemką, a ja wciąż pozostawałam Polką.
- Boli, gdy ruszam. – odparłam powoli, próbując zignorować fakt, że Tanja nagle skupiła się na mnie, posyłając mi mordercze, pełne jadu spojrzenia, jakbym była czemukolwiek winna.
- Wrócę za dwadzieścia minut. Zostawiam ją w twoich rękach, Maria. – powiedział porucznik i nagle go nie było, a ja poczułam się tak, jakbym została wystawiona na pełną nienawiść ze strony młodszej pielęgniarki. Wiedziałam, że kością niezgody był osobnik, który nas zostawił, ale chyba byłam za głupia, by zrozumieć, dlaczego ona myślała, że ja tego wszystkiego chciałam. Ja nawet jego nie chciałam, choć był cholernie przystojny. Ale on był drapieżnikiem, kiedy ja uplasowałam się na pozycji „ofiara”, więc wiedziałam, że nic w jego przypadku nie skończyłoby się dobrze. Czego ona ode mnie chciała?
- Słyszałam, że dzięki tobie mamy kolejnego pacjenta. – odezwała się w końcu Tanja, gdy Maria postanowiła mnie pociągnąć na najbliższe łóżko, na którym z oporem usiadłam. Zaczęłam się zastanawiać, jak dużo starsza musiała być ode mnie blondynka, by jakoś uporać się z narastającą irytacją.
- Nie jestem taką kobietą, która lubi, jak się ją obmacuje, ale co ty tam wiesz... – wzruszyłam ramionami, ignorując ból tylko po to, by zobaczyć wściekłość na twarzy Tanji. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam była mówić takich rzeczy do kogokolwiek tutaj, ale nie umiałam się opanować. Kopałam sobie grób za każdym razem, gdy otwierałam usta i chyba najwyraźniej byłam głupią ryzykantką. – I poza tym to pan porucznik go postanowił... – urwałam, nie wiedząc, jak nazwać to, co wczoraj się stało. Kiedy ja widziałam okrucieństwo, Kaulitza zdawało się to bawić. Bo mówiłyśmy o tym strasznym incydencie w stołówce, prawda? – Nie rozumiem, po co ci się tłumaczę. – przewróciłam oczami, udając odważniejszą, niż byłam w rzeczywistości i powróciłam do oceniania jej wieku. Skoro była pielęgniarką, musiała skończyć jakąś szkołę. To znaczyło, że być może była tak samo blisko trzydziestki jak porucznik? Nie powinna w takim razie zająć się rodzeniem dzieci, zamiast uganiać się za kimś, kto traktował ją jak powietrze? Bo nie zauważyłam, żeby on odwzajemniał jej dziką ekscytację. Ludzie w tym budynku byli wyjątkowo absurdalni. W sumie to tak samo jak ta wojna. Nie rozumiałam, po co doszukiwałam się logiki tam, gdzie jej po prostu nigdy nie było. – Ałć! – syknęłam, gdy Maria zajęła się zdejmowaniem opatrunku.
- Uważaj następnym razem, by go nie zamoczyć, bo z przodu przy upadku rozbabrałaś sobie całą ranę i nawet zaszycie nie zamknęło wszystkich małych nacięć wokół. – zaczęła mnie strofować i jakimś pokrętnym sposobem zrobiło mi się lżej na sercu, bo brzmiała zupełnie jak babcia, która złościła się, kiedy wnuczka nie słuchała się jej rozkazów. Ta kobieta była wyjątkowa i o dziwo mnie relaksowała. – I że tylko barkiem? Niesłychane. Jesteś dziwna, Pia.
- Raczej... – zaczęła Tanja, ale Maria szturchnęła ją, aż ta pisnęła. – Zacznij się w końcu zachowywać na swój wiek, Ria.
- Nazwij mnie Ria jeszcze raz, a któregoś dnia obudzisz się całkowicie łysa. – zagroziła jej starsza kobieta, a ta zmierzyła ją morderczym wzrokiem. – Nie myśl, że nie potrafię. Byłam...
- Żoną wojskowego, bla bla, wszyscy to już wiemy. – Tanja machnęła na nią lekceważąco ręką.
- Nie słuchaj jej. Kiedyś karma się obróci przeciw niej. – Maria skinęła na mnie głową, uśmiechając się pogodnie. – Tylko nasz porucznik ma prawne pozwolenie na bycie świnią, prawda?
Nie mogłam nie parsknąć śmiechem, gdy ona mówiła do mnie takie rzeczy. Ona zupełnie zamazywała obraz wojny i przez nią miałam problem z dostosowaniem się do tego, co się tutaj działo. I czyżby w takim razie ona miała pozwolenie na strojenie sobie z niego żartów? Kim ona była, że ignorowała jego ogólne zakazy i nakazy?
- Nie obrażaj porucznika! – żachnęła się nagle Tanja i obie spojrzałyśmy na nią krzywo. Odnalazłam wspólną nić porozumienia ze starszą panią, cóż za ulga, że istniała jedna osoba, która nie chciała, by mi się stało coś złego. To było miłe. W przeciwieństwie do kobiety, która jawnie mi pokazywała, że chciała mojej śmierci, ale na szczęście nic mi nie zrobiła. Zmarszczyłam czoło, wbijając wzrok w podłogę. Miałam pieprzone szczęście... – To dzięki niemu pracujemy w takich warunkach i...
- Tanja, sprawdź, czy nie potrzebują cię na ostrym dyżurze, skarbie. – machnęła na nią lekceważąco Maria, dokładnie w ten sam sposób, jak wcześniej sama została potraktowana. – Zabierasz tylko tlen pacjentom, a nie od dziś wiadomo, że niewidzialne rzeczy są najbardziej cenne, także...
- Coś z tobą jest nie tak, ale zajebiście cię nie znoszę, suko i jeszcze pokażę porucznikowi, że jesteś nic nie wartą kurwą. Szkoda, że mamy zakaz zabijania. – wydyszała Tanja, celując we mnie palcem wskazującym, a ja zmarszczyłam czoło. Och, macie zakaz zabijania? Wyszczerzyłam do niej zęby, co zbiło ją chyba z tropu.
- I wskażemy mu te bardziej wartościowe? Mam jedną kandydatkę, bardzo chętną. – posłałam jej całusa, a ona prychnęła głośno. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że wszyscy w sali to słyszeli. Dopiekanie jej uznałam za swoją powinność, Boży obowiązek, którego nieprzestrzeganie groziło grzechem śmiertelnym. Nie wierzyłam w Boga, ale mogłam specjalnie dla niej stworzyć ten wyjątek od reguły i jakoś nie czułam się źle z tego powodu. Naprawdę nie przepadałam za osobami, które potrafiły mieszać z gównem człowieka, którego nie znały, a gdy ów człowiek zaczynał odbijać piłeczkę, tamte nagle traciły rezon i język w gębie. Ktoś tu mówił o jakiejkolwiek wartości? Tanja z pewnością jej nie miała, taka była smutna prawda. A ja igrałam z ogniem. Cały czas.
- Zapłacisz za wszystkie słowa. – zagroziła mi i w końcu postanowiła nas opuścić. Nie interesowało mnie to. Zdawałam sobie sprawę, że prawdopodobnie każdy chciał tutaj mojej śmierci, mniej lub bardziej. Czasami nie wiedziałam, czemu ja w ogóle chciałam przeżyć, przy czym robiłam wszystko, by doprowadzić ludzi do ostateczności.
- Bardzo podobają mi się twoje włosy. – wymruczała Maria, nieustannie pracując nad opatrunkiem. Najwyraźniej chciała zmienić temat, a ja nie mając za bardzo wyboru, poszłam w kierunku, w jaki ona mnie popchnęła. Odetchnęłam, dopiero po chwili odczuwając, jak bardzo byłam przy drugiej pielęgniarce spięta. – Długo je zapuszczałaś?
Automatycznie chwyciłam pukiel w rękę, przeczesując go palcami i uśmiechnęłam się. Lubiłam je.
- Zaczęłam je zapuszczać, kiedy miałam je do obojczyków. Chyba cztery lata. – odpowiedziałam zamyślona. W trakcie wojny nawet nie myślałam o tym, by je ściąć. W trakcie wojny w ogóle każdy miał inne kategorie myśli, które z czasem stały się priorytetami. Miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż zajmowanie się włosami, więc sobie rosły, pozostawione same sobie.
- Nie przeszkadzają ci? – dopytywała dalej, a ja nagle zauważyłam, że kompletnie nikt nie patrzył w moją stronę. Przyszło mi do głowy, że może większość wylądowała tam nie ze względu na obrażenia z pola bitewnego, a przez porucznika. Dlaczego wydawało mi się to możliwe?
- Nie, przyzwyczaiłam się, chociaż dość często je związywałam, a teraz nie za bardzo mam jak... – spojrzałam na zabandażowane ramię i westchnęłam. Ta ręka naprawdę sprawiała sporo problemów.
- Odwróć się. – rzuciła Maria, a ja, nie zadając żadnych pytań, przekręciłam się na łóżku. – Moja mama zawsze zaplatała mi tak fantazyjne warkocze, że czasami niektóre wyglądały wręcz niemożliwe do zrobienia. Człowiek by pomyślał, że jestem już tak stara, że tego nie pamiętam, ale wiesz, jak to bywa. Jak ci się coś podoba, to nie zapominasz. – dodała, zbierając mi wszystkie włosy za ramiona. Całe szczęście, że nie widziała mojego wielkiego uśmiechu na ustach. – Miała magię w rękach, naprawdę.
- Czy pani robiła warkocze swojej córce? – spytałam, czując przyjemne dreszcze, gdy lekko pociągnęła za włosy z lewej strony. Dziwna ekscytacja zalała moje ciało na myśl, że ta miła pani zajęła się mną w taki sposób, że niemal natychmiast stałam się miękką plasteliną w jej dłoniach. Moja mama przed wojną też była taką kobietą, ciepłą i uczuciową. Dbała o mnie i zajmowała się mną. Zacisnęłam powieki, odganiając od siebie niechciane wizje. Wciąż nie wiedziałam, czy żyła. Ba, ja nawet nie wiedziałam, co my mieliśmy za dzień. Nie myśl o tym.
- Oczywiście, że tak. – usłyszałam dumę w jej głosie i pomyślałam, że chyba musiała za nią tęsknić. Była chyba tutaj sama i na dodatek druga pielęgniarka jej nie znosiła. Kolejna wspólna rzecz. – Miała bardzo gęste włosy, lekko kręcone i, gdy była mała, uwielbiałam jej robić takie fryzury, jakie mi robiono. Zresztą, to był nasz mały rytuał. Każdego dnia siadała u mnie na łóżku, bym mogła jej pleść warkocze. Była naprawdę śliczna. – słyszałam w jej głosie takie emocje, że poczułam wzruszenie ściskające mnie za gardło. Chyba nawet nie powinnam się dziwić, że była dla mnie taka dobra. Pewnie jej przypominałam o przeszłości, która najwyraźniej była dla niej pięknymi wspomnieniami.
- Moja mama nie miała takiego talentu, więc albo się kończyło zwykłą kitką, albo rozpuszczonymi włosami. – mruknęłam, zastanawiając się, co takiego będę miała na głowie, gdy w końcu Maria skończy. Jeżeli skończy się tym, że codziennie będę tutaj przychodzić, by coś ze mną zrobiła, nie miałam nic przeciw. Bardzo podobała mi się taka wizja.
- A twoja babcia? Im więcej pokoleń wstecz, tym więcej ciekawych rzeczy.
- Zmarła, gdy miałam sześć lat. Pamiętam tylko niektóre rzeczy. – odpowiedziałam, wydymając usta. – A od strony taty nie było nikogo. Był osieroconym dzieckiem.
- Ale byliście szczęśliwą rodziną?
- Tak... Tak myślę... – odetchnęłam ciężko, zbierając się w sobie, by zmienić temat. Nie chciałam o nich rozmawiać. – A pani rodzina?
- Cóż... Moja rodzina jest bardzo skomplikowana, choć bardzo mi jej tutaj brakuje. Pewnie by się przerazili tym, co by tutaj zobaczyli. – roześmiała się, choć nie słyszałam ani krzty rozbawienia i zmarszczyłam czoło, gdy zrozumiałam, że jej wcale nie odpowiadała sytuacja, w jakiej się znalazła. Nie była taka jak inni. – Ale wierzę, że nie jestem tu bez powodu. Wolę pracować dla mojego stukniętego porucznika, niż siedzieć w domu i... Wiesz, tutaj się nie boję.
Dotarło do mnie, że, gdybym była w swoim miasteczku, nie byłabym bezpieczniejsza, niż jestem teraz. Z dwojga złego przynajmniej trafiłam do kogoś, kto nie zrobił mi fizycznej krzywdy, prawda? „Stuknięty porucznik” nie był dla mnie niebezpieczny, gdy go nie prowokowałam, choć ja robiłam to cały czas...
- Stuknięty porucznik nie traktuje pani jak innych. – zauważyłam w końcu na głos, nie wiedząc, kiedy przekroczyłam barierę, która nakazywała mi milczeć w obecności Niemców. Ta kobieta była chyba zbyt normalna i za mało zniszczona przez wojnę. A jak ja skończę? Czy dojdzie do tego, że stanę się kompletnie nieczuła na cudzą krzywdę? Czy chciałam, żeby tak się stało?
- Mam na to tajemniczy sposób. – powiedziała rozbawiona, choć ja nie wiedziałam, co mogło być w tym takiego śmiesznego. Prawda była taka, że Maria powinna być chyba szczęśliwa, że on nie pomiatał nią jak innymi.
- Czyli nie powie pani, co to takiego?
- Nie przy wszystkich! – klepnęła mnie w lewe ramię, a ja pisnęłam z zaskoczenia. – Na osobności też nie, więc sobie nie wyobrażaj. – dodała po chwili z powagą, a ja potrząsnęłam głową, wywracając oczami.
Maria zrobiła mi dwa warkocze dobierane z boku z luźnym kokiem nad karkiem. Jak ona mi to spięła – nie miałam absolutnie zielonego pojęcia. Zobaczyłam w siebie w lustrze i moje oczy stały się wielkie jak pięciozłotówki i doszłam do wniosku, że nieścinanie włosów było jednym z najlepszych pomysłów, jakie wprowadziłam w życie.
- Boże, ja wyglądam...
- Pięknie. Tylko ta sukienka z burdelu psuje efekt. – oceniła bezpruderyjnie, a ja jęknęłam żałośnie, odwracając się od lustra, w którym się przeglądałam w gabinecie pielęgniarskim, skąd została wypędzona Tanja. – Nie masz nic innego?
Zagryzłam wargę, mimowolnie znów spoglądając na swoje odbicie. Wiedziałam, że następnego dnia też tutaj przyjdę po takie upięcie. Z resztą wszystko jedno po jakie. Maria sprawiła, że poczułam się fantastycznie.
- Mam, ale nie potrafię je ubrać jedną ręką. – odparłam po prostu, mając ochotę dotknąć tej misternej fryzury, ale w ostatnim momencie się powstrzymałam, nie chcąc niczego zepsuć. – Tak czy siak, naprawdę dziękuję.
- Nie ma za co, słoneczko. Przynieś jutro inne ubrania, to ci pomogę. – uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja poczułam ckliwe ciepło wokół serca. Ona była tak dobra, że chciałam ją za to wyściskać. I naprawdę miałam zamiar już to zrobić, gdy w progu drzwi pojawił się porucznik, patrzący na mnie przenikliwie. Przełknęłam głośno ślinę i odetchnęłam, gdy zauważyłam za nim stojącą Tanję. – Prawda, że ładnie? – spytała go, a ja znów zaczęłam się czerwienić. Nie chciałam, by jego wzrok był taki. Gdzieś z czeluści mojego ciała wydobywały się tak dziwne emocje i reakcje, że nie mogłam tego znieść. Nie chciałam, by na mnie tak działał.
- Moja matka często tak się czesała. – rzucił bezbarwnie i nie wiedziałam, czy to była obelga, ale w moich uszach tak zabrzmiała. Mógł po prostu powiedzieć „nie, nie jest ładnie”. Dlaczego nie przestawał się gapić?
- Poważnie? Cóż, najwyraźniej wiedziała co dobre. – Maria wciąż się uśmiechała, co w jakiś sposób mnie znów wprowadzało w stan relaksacyjnego otumanienia. Wolałam z nią zostać. Ona przedstawiała mi coś, co przypominało mi bezpieczną przystań. A ten człowiek, który wciąż przepalał mnie oczami na wylot, zdawał się przedstawiać coś skrajnie innego. Był lepszy, niż Schäfer, prawda? Co ja plotłam, przecież każdy był od niego lepszy. Poczułam niewygodne ciarki na plecach i straciłam cały zapas znośnie dobrego humoru. Czas wrócić do rzeczywistości.
- Skoro już skończyłaś ją opatrywać, my idziemy. – skinął na mnie głową i odwrócił się, prawie wpadając na drugą pielęgniarkę. – Zejdź mi z drogi, Tanja. – warknął do niej. – Twój stalking zaczyna podchodzić pod chorobę psychiczną, a to strasznie mnie wkurwia.
- Skąd te nerwy od razu? – zaoponowała, a mi przyszło do głowy, że jak tak dalej pójdzie, to może będę świadkiem morderstwa kobiety. I w tym samym momencie do mnie dotarło, że zupełnie mnie to nie obeszło i najwyraźniej jeszcze trochę i jednak kompletnie przestanę zwracać uwagę na ludzką krzywdę. Wielka złota brama do wspaniałej przyszłości stała do mnie otworem i kusiła mnie swoim przepychem, który dalej mogłam znaleźć. Wystarczyło zrobić zaledwie kilka kroków i byłam na miejscu. Co się ze mną działo?
- Jestem facetem i nie sądzę, byś rozumiała kwestię frustracji seksualnej.
- Myślałam, że od tego masz swoją kurwę. – palnęłam bez zastanowienia i, nie wiedzieć czemu, rozśmieszyłam tym porucznika i nie tylko jego, a nawet Marię, co skutecznie wybiło mnie z kiełkującego zdenerwowania swoją kolejną tego dnia gafą. Czy ona w takim razie wiedziała coś na ten temat więcej? Starsza pani po siedemdziesiątce? Boże, oni wszyscy byli tu zdegenerowani, a ja nie byłam lepsza, bo powiedziałam o kurwie na głos. Tanja natomiast wyglądała, jakby żałowała, że to nie ona nią była. Ja na szczęście nie wiedziałam, czy było czego żałować.
- Tak, ja też tak myślałem. – wzruszył ramionami. – A potem się okazało, że najwyraźniej mam zbyt duże potrzeby.
- Więc weź kogoś innego. – Boże, o czym ja w ogóle mówiłam? Spuściłam głowę, najadając się wstydu tak, że poczułam się zapełniona nim po brzegi. Czułam wypieki na policzkach i jęknęłam cicho, nie wierząc, że można być tak głupim, by nie umieć siebie kontrolować. To wszystko dlatego, że tutaj każdy mówił o seksie bez żadnego cienia jakiejkolwiek kurtuazji!
- Mówisz o sobie, laleczko? – Kaulitz zatrzymał się tak gwałtownie, że niemal na niego wpadłam i zakrztusiłam się śliną, gdy dotarło do mnie, że się nie przesłyszałam i, że on naprawdę to zasugerował. Nie, chwila. To ja to zasugerowałam! Och, Boże!... Odwrócił się do mnie, zupełnie nie przejmując się tym, że wszyscy się na nas gapili, a mina Tanji mówiła, że już obmyślała, jak mnie zabić. Poczułam mrowienie w podbrzuszu i natłok śliny, gdy oczy porucznika skonfrontowały się z moimi, a ja zapomniałam, że miałam coś odpowiedzieć. Zrobiło mi się nagle gorąco, gdy moją głowę zalały niekoniecznie chciane obrazy, poruszające się, on na mnie, ja dociśnięta do łóżka, ciężki oddech na skórze, kropelki potu, dłonie, usta, och... – Kurwa, ty naprawdę mówisz o sobie... – wymruczał zaskoczony, a ja poczułam się tak, jakbym dostała kubłem lodowatej wody i odskoczyłam gwałtownie, dysząc głośno. Co ja wyprawiałam?! Potrząsnęłam głową, wypierając z siebie wszystkie złe myśli, próbując odrzucić od siebie świadomość, że chyba naprawdę miałam na myśli siebie. Czy ja byłam bliska szaleństwa? To mogło mieć sens, skoro byłam w zamknięciu i przebywałam ze zboczonymi osobami i... – Nie mówisz o sobie? – porucznik zrobił krok w moją stronę, a ja natychmiast odsunęłam się o ten jeden krok do tyłu.
- Oczywiście, że nie!... – rzuciłam zdławionym głosem, czując narastającą panikę wraz z dudniącym sercem w klatce piersiowej, które chciało mnie zabić tak jak Tanja. Jak ja mogłam się wpakować w taką sytuację? Nie mogłam z nim wchodzić w taki kontakt. Nie z nim. Nie z żadnym z ludzi tutaj, w tym budynku.
- Więc mnie nie chcesz? – kolejny krok do tyłu, a on wciąż był coraz bliżej, aż w końcu wpadłam na framugę drzwi, do której on przyparł mnie swoim ciałem i zachłysnęłam się powietrzem na tę bliskość. – Nie chcesz? – powtórzył pobłażliwie mi do ucha, nie wierząc mi, jeszcze zanim zdążyłam się odezwać. Ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że chciałam, bo chciałam, ale nie mogłam do tego dopuścić za żadne skarby. Boże, chciałam go. I nie rozumiałam, bo to była tylko doba, która brzmiała jak wieczność, a on był wrogiem, był okrutny i taki obcy, zły, a tak cholernie kuszący...
- Nie. – wydyszałam, ledwo dostrzegalnie kręcąc głową. Błagam, odsuń się, bo nie zniosę więcej. Do moich nozdrzy wpłynął jeden z najbardziej odurzających zapachów i nie mogłam zapanować własnym ciałem i jego pulsowaniem. Odsuń się!

- Nie? – upewnił się, a kiedy ja szłam dalej w zaparte, kłamiąc mu jak najęta jednym słowem i pokiwałam szaleńczo głową, on w końcu zrobił krok do tyłu i odetchnęłam z ulgą. – Świetnie. W takim razie masz to. – wystawił do mnie rękę z jednorazówką, którą nawet nie wiedziałam, skąd wziął, a ja zerknęłam na nią, marszcząc brwi. Co...? – To na zawartość twojego żołądka. Obiecałem, że ci pokażę, co cię ominęło.

~~~~

Klaudia L - Maria NIE JEST Ryjem. Tanja czasami ją tak nazywa, żeby ją wkurwić :) Burdel będzie w kolejnym rozdziale!
Ewelina - Drugi bliźniak się kiedyś w końcu pojawi, no worries. Co do drugiego PS - zobaczysz :) A, no i rozdział będzie w niedzielę albo poniedziałek. Chyba, że uda mi się do tego czasu dodziergać dwa rozdziały, a się na to nie zanosi.
Wonderwall483 - W burdelu same ciekawe rzeczy! I chyba w takim razie powinnam nosić okulary, pfu, pfu, wypluwam!
Claudia K. - Reklamówka jest duża!
Shindi S. - Mnie rozmowy zawsze śmieszą xD
Sternschnuppe - Pia+Porucznik = nadwyrężona cierpliwość. Nawet mnie zaczyna to irytować :)
Monika - Ale ludzie najwyraźniej bardzo lubią standardowe opowiadanka, gdzie bohaterzy rzygają tęczą <3
Effie - Ja też nie ogarniam Pii, jeśli Cię to pocieszy. Ja na jej miejscu nigdy bym się ani słowem nie odezwała, ale co tam...
Vergessen Engel - Ja wciąż nie wiem, o co chodzi :)

14 komentarzy:

  1. Ej, zgubiłam się, poważnie. Maria, wcześniej znana jako Ria, która teraz jest po 70-tce. Nie wiem czy mam ją łączyć jakoś z zespołem...no nie rozkminiam tego teraz i albo muszę jeszcze raz przeczytać odcinki z nią, albo mam mózg stopiony po bieganiu i maltretowaniu kodeksów. Scena ciekawa, ale ta Tanja wkurwia nie tyko porucznika, bo mnie też. Ona to by się dla Gucia nadała, są siebie tutaj warci.
    A skoro Pia twierdzi, że go nie chce, to ja go wezmę, niech będzie, poświęcę się dla niej .
    A ja już myślałam, że teraz dowiem się więcej o tym burdelu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh czemu teraz koniec ?? ;( a tak ciekawie było uh ;PP nie lubie :DD czekam dalej w takim razie

    OdpowiedzUsuń
  3. Maria.jest super. Trochę przypomina mi moją babcię. Czy Kaulitz chce by ona się z nim... Tanji mam ochotę rozkwasić nos. W sumie imię do niej pasuje. Zachowuje.się jak mała, tania bawarska dziwka. Ja chcę do burdelu... Znaczy chce się czegoś dowiedzieć o zwyczajach. Aaaaa i tak to dziwnie brzmi.

    Ps. Kiedy drugi bliźniak będzie?
    Ps2. Czy maria będzie jej powierniczką? Czy pia rozkocha.w.sobie porucznika, tak jak.zrobiła to lena?
    Pozdrawiam
    Konar1234

    OdpowiedzUsuń
  4. czemu Ria jest taka stara? :O mogę się założyć, że Tom nie żyje, pewnie dlatego porucznik jest taki zły dla wszystkich ;<
    w burdelu na pewno będzie się działo mnóóóstwo ciekawych rzeczy! (wybacz, ale od niedawna noszę okulary, a podobno okularnice są niewyżyte :D ) świetnie opisałaś końcówkę, 'nie chcesz mnie? nie?' normalnie jak sobie wyobraziłam głos Porucznika to o masakra ...

    biedna Pia, świetnie opisujesz jej uczucia. za każdym razie każdym odcinkiem robisz mi TAAAAAKĄ sieczkę z mózgu. znowu nie będę mogła wysiedzieć tylko będę czekać na kolejnego newsa <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam rozmowy Pii i Porucznika <3 Maria jest strasznie pocieszna i za to ją lubię ;) Nie wiem czy na miejscy Pii wystarczyłaby mi jedna reklamówka :>
    Aaa i Tanji nie lubię! Po imieniu można wywnioskować,że jest jakaś tania xD i noo pusta jakaś taka :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak wiec noo .. czemu tak krótko ?
    Czytajac calosc zawsze czekam na rozmowy sa bezcenne :D Genialnie je przedstawiasz az czuc jakie napiecie miedzy nimi sie buduje.Tak wiec tez gdzie jest Tom jeszcze jego brakuje, on pewnie tez jest mega zły. Czekam na wiecej scen z Pia i Porucznikiem mniej opisow :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No no no... Dzieję się, oj dzieje... Zbyt szybko czyta mi się Twoje 'wypociny', wiesz? Maria jest taka... kochana... rzeczywiście jak dobra babcia. Nie będę oryginalniejsza, a więc proszę o Toma (w końcu i jak nigdy) i o więcej (dużo więcej) scen Pia+Porucznik= O ja jebie (tee rozmowy) o.O ^^ To nie wiele, nieprawdaż? :D
    Ekhem... Porucznik zbił mnie z pantałyku, z tą jednorazówką na 'zawartość żołądka' ._.
    Btw. nie wiem dlaczego, ale podoba mi się jak Kaulitz mówi do niej 'laleczko' :D O Tanji się nie wypowiadam, bo kilka osób wcześniej już to napisało... i się zgadzam mam takie samo nastawienie do niej ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. to sie nazywa ciekawy pomysl na opowiadanie a nie te wszystkie denne opowiadanka w ktorych przewaznie po 3 dniach wybucha wielka milosc pomiedzy Billem a glowna bohaterka -,- , trzymam kciuki za autorkę opowiadania ! pisz dalej i nie przejmuj sie, ze komus moze sie to nie podobac, wazne ze Ty sie realizujesz w ten sposob :) pozdrawiam :) !

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaki ja mam dzisiaj przyjebany dzień, ogólnie ostatnio deprecha mi chyba wracam, idę się rzucić z krawężnika, ja pierdolę. Dlatego ostatnio recenzje rozdziałów są takie krótkie i nie w moim stylu, za co przepraszam. Wiem jednak, że autorowi jest miło, gdy czytelnik pozostawi po sobie ślad i powiem, że odcinek wyszedł Ci świetny, choć dalej nie ogarniam Pii. Ale w sumie jakbym ujrzała takiego porucznika, sama chyba bym głowę straciła. Maria jest kochana, tylko... Niech Tanja nie nazywa jej Ria, od razu kojarzy się z panną Rybie Usta. -,-' Nie trawię tej dziewczyny i niech nikt nie pyta, dlaczego. I nie, nie jestem zazdrosną fanką.
    Rozdział świetny, miałam coś jeszcze napisać, ale idę sobie zrobić kisiel i obejrzeć jakiegoś bollywooda.
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie kumam tego. Ria? Kurde... Prawie nic nie zrozumiałam z tego odcinka o.O
    Gdzie jest drugi Kaulitz?
    Mózg rozjebany.
    Tanja mnie wkurwia.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pia porównująca swoje kształty z Tanjowymi? FACEPALM:D Uwielbiam, gdy porucznik jest tak obsesyjnie zaborczy, jeszcze moment i dosłownie żaden facet nie będzie mógł na nią spojrzeć. Ale spoko, wiem dlaczego tak jest- taki kaprys. Lubię te jego kaprysy i Pia pewnie też, a jeśli nie, to pewnie wkrótce polubi:D
    Nie mogę uwierzyć, że ona odzywa się tak do Niemki, w sumie podobają mi się te złośliwości ze strony Pii, ale no wiesz… to Niemka. Zabawne jest też to, że sama Tanja pozwala po sobie cisnąć:D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Wymsknęło mi się małe "o,kur..." po końcówce...
    Idę dalej :D

    OdpowiedzUsuń