środa, 16 kwietnia 2014

KAPITEL 16

Co on do mnie mówił? Przełknęłam ślinę, czując paskudny skręt gdzieś wewnątrz i oblał mnie zimny pot. On nie mógł mówić poważnie. Jak się tutaj dostał, do cholery? Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego twarzy, która dosłownie jaśniała, jakby jej właściciel był na granicy euforii. Płuca zapiekły, protestując przeciw brakowi powietrza, ale zignorowałam to, dławiąc się strachem. Jego dłoń puściła mój podbródek, a palce powoli powiodły po moim policzku w jakiejś dziwnej parafrazie słowa „czułość”. Nie drgnęłam, choć miałam ochotę napluć mu w twarz i uciec. Nie wiedziałam, co robić, bo kiedy palce mnie tak lekko dotykały, lufa wwiercała mi się w skroń. Byłam sparaliżowana. Co miałam robić?
- Kaulitz zawsze zabierał dla siebie wszystko co najlepsze. – mruknął nieobecnie Schäfer i uderzyło mnie to, że wyglądał tak, jakby nie patrzył na mnie. Miał takie puste, choć roziskrzone spojrzenie. – Zawsze musiał mieć ostatnie słowo i zawsze musiał ustawiać wszystkich tak, jakby byli jego własnością. Zawsze on, on, on... Nienawidzę skurwiela. – prychnął, nie przestając sunąć palcami po mojej twarzy. Przesunął je na drugi policzek, jakby mnie badał. Nie miałam pojęcia, do czego on zmierzał, choć gdzieś na tyłach podświadomości wszystko było nazbyt oczywiste. Nie chciałam do siebie dopuścić pewnych myśli, mimo tego, że uderzały mnie między oczy. Zadygotałam, gdy kciuk powiódł po mojej dolnej wardze. – Nie myśl sobie, że poszedł ci na rękę tym, że cię ode mnie zabrał. Zeszmaciłby cię bardziej, niż ja mam zamiar to zrobić. Wszystkich szmaci bez pierdolonego wyjątku. Mami, zwodzi, bierze, co chce i odrzuca. Na przyjaciół ma wyjebane, na kurwy szczególnie. Zbiera kolekcję, a ty jesteś po prostu kolejną laleczką na wystawie. Sądzę, że aktualnie najlepszą, ale koniec końców czy to robi jakąś różnicę? Powiedz mi, robi?
Nabrałam łapczywie powietrza, jakby nagle coś się w środku odblokowało, choć zaraz po tym znów zastygłam w bezruchu, gdy jego wzrok opadł na mój dekolt. Przełknęłam ślinę i nawet to zabolało przez ściśnięte gardło. Co ja miałam mu odpowiedzieć? Czego on ode mnie wymagał w takiej chwili? Chciałam potrząsnąć głową, ale lufa została mocniej dociśnięta, jakby Schäfer mnie ponaglał.
- Nie. – wydyszałam, ledwo słysząc samą siebie przez szum w uszach.
- Jesteś taka śliczna... – westchnął, sunąc palcami niżej, przez szyję i doskonale wiedziałam, dokąd zmierzał. Nie chciałam, by mnie dotykał. Poczułam wzbierające się łzy w oczach i zacisnęłam mocno zęby. – Nie wolałabyś być kobietą, której uroda jest wychwalana i należycie doceniona, zamiast być poniewieraną przez tak zwanego porucznika, który nigdy nie będzie wiedział, co ma w rękach? Powiedz mi, nie wolałabyś?
Wychwalana i należycie doceniona? O czym on mówił, skoro wywlókł mnie z łóżka?! Siedziałam zdrętwiała na zimnej podłodze, przyciśnięta do ściany i on mówił o tym?... Zachłysnęłam się znów powietrzem, gdy lufa ponownie dała mi znać, że powinnam odpowiedzieć.
- Nie rozumiem. – wyszeptałam, z trudem oddychając, gdy jego palce gładziły moje piersi. Pierwsza fala mdłości ścisnęła mi żołądek i byłam w tak wielkiej niewiedzy, że nie potrafiłam znieść samej siebie. Słyszałam głosy na korytarzu, słyszałam, że ktoś tam był, więc czemu nikt nie reagował? Dlaczego mieliby? Druga łza spłynęła tego dnia, gdy dotarło do mnie, że nikogo nie obchodziło, co się ze mną stanie. Mogłam być zgwałcona na ich oczach, a oni mieli to gdzieś. Czym różniłam się od kobiet z burdelu? Niczym. Byłam jedną z wielu. Dla wszystkich.
- Dla mnie nie będziesz jedną z wielu... Będziesz tą jedyną aż do śmierci.
Nasze spojrzenia skonfrontowały się i moje ciało znów oblał zimny pot, kiedy w jego oczach znalazłam potwierdzenie tego, co właśnie powiedział. Miał zamiar mnie zgwałcić, a potem zabić. Tak po prostu. Tak po prostu!...
- Nie... – zaprotestowałam słabo, ledwo kręcąc głową, mając cholerną świadomość, że w każdej możliwej chwili mógł nacisnąć na spust, gdy go wytrącę z równowagi. – Dlaczego miałbyś mnie zabić? Nie wola... – pisnęłam, gdy strzelił z otwartej dłoni w mój policzek, tym samym dociskając skroń do broni.
- Wy nigdy nie macie niczego sensownego do powiedzenia. – wypluł nagle, prychając pogardliwie. – Owijacie nas wszystkich wokół palca swoją urodą, a potem pierdolicie coś, chcecie nas całkowicie omamić... Ze mną ci się nie uda, mała dziwko. Nie ze mną. – warknął i nie wiedziałam, co zrobiłam nie tak, że nagle się tak uniósł i panika całkowicie sparaliżowała mi umysł, odbierając możliwość racjonalnego myślenia, gdy złapał mnie za włosy i wstał. Wsunął pistolet między zęby,owinął włosy wokół nadgarstka, a gdy chciałam się unieść, by zmniejszyć ból, stopą docisnął moje udo do ziemi. Zaśmiał się sucho, a moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy wolną dłonią chwycił sprzączkę od paska. Nie, on nie miał... On nie miał zamiaru... – Zaraz cię nauczę posłuszeństwa. – wycedził przez zęby i zsunął z siebie spodnie, a mi pociemniało przed oczami, gdy śniadanie cofnęło mi się do przełyku. W tym momencie przyszła mi ta kurewsko głupia myśl, że nie wiedziałam, co było gorsze, sam gwałt czy jego penis w ustach, a gdy to do mnie dotarło, automatycznie się szarpnęłam, chcąc się odsunąć w jakąkolwiek stronę, ale on mnie całkowicie unieruchomił. – Spróbuj krzyczeć, a wiesz, co cię spotka. – jak miałam krzyczeć, kiedy moje gardło całkowicie zaniemogło przez łzy, które ciurkiem spływały z moich oczu? Wirowało mi i wirowało i nie chciało przestać. Zrobiło mi się słabo, gdy wyciągnął z bokserek penisa, który nawet nie był w pełnej erekcji. – Weź go do ust. – rzucił i wygiął biodra w moim kierunku, ale ja ani drgnęłam. Patrzyłam na jego męskość, mając chorą nadzieję, że zemdleję i zgwałci mnie, kiedy będę nieprzytomna. Chciało mi się wymiotować i znów głupia myśl przyszła mi do głowy, że może tak też by było lepiej, bo bym go obrzydziła. Cokolwiek. Ale nic takiego nie następowało, a moja głowa odwróciła się w bok, gdy Schäfer uderzył mnie odbezpieczoną bronią. Wpadłam w jakąś surrealistyczną znieczulicę, której chyba nawet nie chciałam się wyzbyć. Dygotałam spazmatycznie przez niemy płacz, ale jego to nawet nie ruszyło. – Otwórz te kurewskie usta i ssij mi kutasa, dziwko, albo załatwimy to inaczej. – powiedział lodowato, a gdy potrząsnęłam głową, znów dostałam pistoletem po twarzy. – Bez gryzienia, szmato. – dodał, kiedy z bólu otworzyłam usta, a on najwyraźniej uznał to za moją kapitulację. Wepchnął penisa między moje wargi, a mi zrobiło się czarno przed oczami, gdy szarpnęłam się do tyłu tak, że z impetem uderzyłam głową w ścianę. Całkowicie zalałam się łzami upokorzenia i znów zawartość żołądka mi się cofnęła, aż poczułam je w gardle i jakimś cudem udało mi się je przełknąć, choć znowu dostałam w policzek, gdy niechcący zacisnęłam zęby na obcym ciele. Siedziałam na podłodze i dosłownie wyłam, nie mogąc znieść obrzydzenia i tego, co miałam w ustach. Twarz paliła mnie żywym ogniem, jakby był obdarty ze skóry i czułam się tak, jakby wyrwał mi połowę włosów. – Zamknij się i ssij! – warknął podniesionym głosem, a ja posłusznie uczyniłam to, co kazał, otumaniona bólem, będąc chyba blisko omdlenia, choć nie udało mi się zaprzestać głośnego płaczu, ale jego chyba to nawet nie obchodziło, bo usłyszałam z jego ust westchnięcie i wiedziałam, że był zadowolony. Byłam zmuszona obciągać Schäferowi. Boże, co ja robiłam? Jak ja mogłam? Dlaczego porucznik nie zabrał mnie ze sobą?... – Mocniej, ssij mocniej! – a gdy i to zrobiłam, Schäfer jęknął przeciągle. Znów ta pieprzona znieczulica. Miałam zamknięte oczy, choć to wcale nie pomagało. Łzy skapywały na mój dekolt, wsiąkając w koszulkę, a Schäfer zaczął rytmicznie wciskać się pomiędzy moje wargi. Pieprzył je. Tak po prostu. Czułam, że jego penis twardnieje coraz bardziej i wiedziałam, że jeszcze chwila i mnie zgwałci. Pewnie nawet nie na łóżku, a przy tej cholernej ścianie. Byłam już tak zrezygnowana, że przestawałam płakać. Przyjęłam rzeczywistość taką, jaka była, jaka się malowała przed moimi zamkniętymi oczyma. Zgwałci mnie, a potem zabije. W pokoju porucznika, bo ów porucznik mnie zostawił na pastwę potworów, a jeden z nich mnie zgwałci, a potem zabije. Nie wytrzymałam i znów się rozpłakałam. – Rusz ten pierdolony język, kurewko. Liż mnie, oooch, tak, liż, liż. – więc lizałam. Ssałam. – Masuj mi jaja. – więc masowałam. Gdzieś pomiędzy otępieniem próbowała przedostać się myśl, że skoro i tak mnie zabije, mogłam sprawić, by zrobił to, zanim mnie zgwałci. Dlaczego się nie posłuchałam? Nie miałam pojęcia. A on wbijał się coraz głębiej. Głębiej i głębiej, aż znów miałam lodowate poczucie, że zaraz zwymiotuję. Co chwilę zapominałam, że nie mogłam oddychać przez usta i się krztusiłam, ale on nie zatrzymywał się nawet na chwilę.
I nagle wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążyłam wszystkiego ogarnąć na czas. Nagle Schäfer odsunął się do tyłu, choć wciąż trzymał mnie za włosy, więc wylądowałam na czworaka i otworzyłam oczy dokładnie w momencie, gdy on wylądował na ziemi, a obok przyklęknął mężczyzna, którego dopiero dłuższej po chwili rozpoznałam. Listing wymierzał ciosy Schäferowi i warczał coś pod nosem, ale niczego nie rozumiałam, tak szumiało mi w głowie. Bach. Bach. Bach. Jeden za drugim, cios za ciosem. Zacisnęłam powieki, znów zalewając się łzami, choć myślałam, że już więcej nie poleci ani jedna łza. Czułam się tak, jakby żołądek chciał przecisnąć się przez przełyk i wydostać się na zewnątrz. Kręciło mi się w głowie i moje ręce ledwo utrzymywały ciężar ciała i nagle wszystko ucichło. Bałam się otworzyć oczy, nie chciałam wiedzieć, kto wygrał i co to oznaczało. Chciałam zniknąć. Chciałam... Chciałam... Kroki. Słyszałam kroki, które dudniły w mojej głowie głośniej, niż moje serce. A może moje serce już nie biło? Chwiałam się. Przeszło mi przez myśl, że za chwilę upadnę, ale nie upadłam. Wciąż się chwiałam i było mi tak niedobrze... Zrobiło się jaśniej. Powoli uchyliłam powieki i zorientowałam się, że ktoś zapalił światło i nagle między moimi rękoma leżała miska. Gapiłam się w nią tępo, nie wiedząc, co ona tam robiła. Było mi dziwnie, tak cholernie dziwnie, niewygodnie, obco. Wzdrygnęłam się, gdy ktoś mnie złapał za włosy. Chciałam się odsunąć, ale nie miałam na to siły.
- Wyrzuć to z siebie. – usłyszałam spokojny głos Hagena i chciałam spytać, o co mu chodziło, ale z moich ust wydostał się tylko dźwięk, którego nawet sama nie potrafiłam zinterpretować. – No dalej, Pia. Jesteś już bezpieczna, wyrzuć to z siebie. – zdałam sobie sprawę, że on po prostu odgarnął moje włosy, bym ich nie zarzygała. Nie chciał, bym je zarzygała. Rozchyliłam usta, gdy pierwszy skurcz żołądka oznajmiły zbliżające się wymioty. Znów się rozpłakałam. Nie chciałam tego, ale wtedy też do mnie dotarło, że sama nie wiedziałam, czego chciałam. – Ciii, będzie dobrze... – poczułam dłoń gładzącą mnie po obolałych plecach i zakrztuszenie się łzami odblokowało zawartość żołądka, którą gwałtownie zwróciłam do miski, dygocząc spazmatycznie. – Będzie dobrze, maleńka, będzie dobrze... – powtarzał, gdy ja raz po raz wyrzucałam z siebie niestrawiony pokarm, płacząc jeszcze głośniej, niż wcześniej. Miałam tę najgłupszą i najbardziej absurdalną myśl, że chciałam, by był tu Kaulitz, bo on by na to nie pozwolił, a ja nie umiałam sobie poradzić samodzielnie w tym miejscu. I choć Hagen mnie uratował, uratował mnie za późno. Wszystko było za późno, a ja wcale nie miałam szczęścia. Próbowałam sobie wmówić, że było dobrze, że mogło być gorzej, a prawda była taka, że stoczyłam się na dno. Byłam w piekle. Moja rodzina była martwa, ich ciała pewnie rozkładały się na ulicach, a ja zostałam postrzelona, teraz prawie zgwałcona i mogłam liczyć tylko na mojego wroga. Byłam w piekle i chciałam umrzeć. – Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić, maleńka, przepraszam. – chciałam spytać, za co on przepraszał, ale w tym samym momencie do mnie dotarło, że pewnie Kaulitz kazał mu mnie pilnować z jakiegoś powodu. Miałam dość. Miałam wszystkiego dość i nie mogłam przestać płakać. Opróżniłam żołądek i wisiałam nad miską, patrząc tępo na łzy, które skapywały do wymiocin. Pod nosem pojawił się kubek z wodą, ale nawet nie spytałam, skąd on to wszystko miał, bo przecież ja w ogóle nie wiedziałam, co tu było. Opłukałam usta, wypluwając zalegające resztki, a Hagen odebrał szklankę, wciąż trzymając moje włosy. Nie odezwałam się ani słowem, czując się tak, jakbym nie miała nic sensownego do powiedzenia. Wszystko nagle było bezsensowne. Wszystko. Nawet to, że Hagen mnie do siebie tulił. Chciałam zostać sama. W jego ramionach nie czułam się ani odrobinę lżej, a co więcej, napięcie wzrastało tak, że miałam wrażenie, że za chwilę eksploduję głośną histerią. Nie rozumiałam, co się ze mną działo, ale nawet mnie to nie obchodziło. Chciałam zostać sama, chciałam wypłakać się w poduszkę, ukryć pod kołdrą i zniknąć. Ale jak ja miałam zasnąć, wiedząc, że ktoś znów mógłby wejść do pokoju i mi coś zrobić? A może tak by było lepiej? Może takie było moje przeznaczenie? Tylko czym ja zawiniłam?
– Muszę umyć zęby. – wyrzuciłam nagle i skrzywiłam się, słysząc swój zachrypnięty i cichy głos. Odsunęłam się od Hagena i wyprostowałam się, odrywając w końcu wzrok od miski, by rozejrzeć się wokół. Dostrzegłam na podłodze pistolet i krew, więc natychmiast skupiłam się na drzwiach do łazienki. Musiałam umyć zęby. A potem zniknąć.
- Pomóc ci? – spytał, a ja spojrzałam na niego nieprzytomnie i potrząsnęłam głową. W czym miał mi pomóc? Wstałam chwiejnie i ruszyłam do łazienki tak po prostu. Nie chciałam współczucia, nie chciałam pomocy. Chciałam po prostu zniknąć, czy on tego nie rozumiał? Czy coś w tym wszystkim było nielogiczne? Pewnie było. Niemal parsknęłam śmiechem. Sama siebie nie rozumiałam, więc co to za różnica, co on zrobi i co ja zrobię. Chciałam zniknąć. Dopadłam się do szczoteczki do zębów i pasty i nawet nie wiedziałam, jak długo szorowałam zęby, język, podniebienie, każdą cholerną część jamy ustnej, próbując pozbyć się obrzydliwego smaku. Czułam krew, ale to nie było ważne. Wszystko było lepsze, niż... Zacisnęłam powieki, gdy znów zebrało mi się na łzy. Było źle. Było nawet bardzo źle. – Za chwilę wrócę, pójdę tylko po lód, w porządku? Zaraz będę.
Ach, więc wyszedł. Zostawił mnie samą po tym, jak Schäfer chciał mnie zgwałcić. Zaśmiałam się histerycznie i susem pokonałam drogę do drzwi, by zamknąć je na zamek, opierając się o nie czołem. Co mogłam zrobić, by wyrzucić z siebie te wszystkie wizje i słowa, które usłyszałam? I ten cholerny posmak. Wróciłam do zlewu, znów szorując zęby tak, że zakrwawione dziąsła bolały coraz bardziej. Ramię tak samo. I plecy. Znów zaczęłam płakać, opierając się umywalkę. Może Maria mogłaby mi podarować tabletki przeciwbólowe... Może kilkanaście, lub kilkadziesiąt... Chciałam zniknąć. Nie spojrzałam nawet na swoją twarz, bojąc się zobaczyć swoje odbicie. Policzek wciąż bolał tak samo jak reszta ciała, a nawet wnętrzności. Nie zauważyłam też, że ciągle się chwiałam, ale nie wzruszyło mnie to, choć nie mogłam przestać płakać. Byłam taka zmęczona.
- Pia? – usłyszałam zza drzwi ciepły głos Hagena i ostatni raz wyplułam pianę z krwią, rezygnując. Nie miałam już na nic siły. Opłukałam usta, wytarłam je w ręcznik i otworzyłam drzwi, stając twarzą w twarz z Listingiem, który patrzył na mnie zmartwiony. Dlaczego go interesowałam? Ach tak, rozkaz porucznika. Dlaczego porucznik się interesował? A dlaczego ja nie przestawałam się nad tym zastanawiać? – Mam tabletki uspokajające i zimny okład, połóż się, a ja to wszystko ogarnę. – dlaczego...? Och tak, porucznik. Chciałam zaoponować, ale nie odezwałam się ani słowem. Posłusznie go wyminęłam i w ciągu kilku sekund znalazłam się pod kołdrą, zakrywając się tak, że nawet centymetr mojej głowy znad niej nie wystawał. Chciałam zniknąć i tak było dobrze. Odetchnęłam z ulgą, choć obolały policzek wcale nie był z tego powodu zadowolony. Słyszałam, że Hagen kręcił się po pokoju i słyszałam spuszczaną wodę w łazience. Sprzątał moje wymiociny... Och tak, porucznik. To było gorzej, niż błędne koło. Może te tabletki uspokajające nie były takim złym pomysłem? Może były, skoro miałam pusty żołądek. Co to za różnica?... – Pia? – znów usłyszałam, więc z po dłuższej chwili oporu postanowiłam się odsłonić i spojrzeć na Listinga ze zmrużonymi oczyma przez podrażniające światło. Kucał obok łóżka ze szklanką wody i tabletkami w dłoniach i woreczkiem z lodem na kolanach. Powoli poprawiłam się na poduszce i zabrałam tabletkę, a potem szklankę, by popić wodą. Z powrotem się ułożyłam na lewym boku i przymknęłam powieki, gdy Hagen odstawił szklankę i wziął do ręki okład. Syknęłam głośno, gdy delikatnie przyłożył go do mojego policzka i z nielogicznego powodu znów łzy spłynęły mi z oczu. Byłam taka słaba. – Ustawiłem dwóch ludzi na warcie. – odezwał się po chwili, przerywając ciszę. – Doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli nawalą, nie przeżyją nawet doby więcej. Jesteś  już bezpieczna, Pia. – zabawne było to, że co chwilę przychodziło mi do głowy, że mnie to nawet nie obchodziło. Nie czułam się bezpieczna i żołnierze pilnujący tego pokoju wcale nie sprawili, że Schäfer zniknął. Do czego więc zmierzał ten człowiek? Nie odezwałam się ani słowem. Znów. – Jeśli nie będziesz chciała wychodzić z pokoju, mogę ci przynieść jedzenie, gdy będziesz głodna. Nawaliłem jak ostatni skurwiel. – dodał ponuro i tak, wiedziałam, że chodziło mu o to, że złamał jakiś rozkaz porucznika.
- Jaką to różnicę teraz robi? Daj sobie spokój. – burknęłam, nie otwierając nawet oczu. Nie wierzyłam w jego skruchę, choć jego mina to potwierdzała. Nie znałam go jednak na tyle, by wiedzieć, jak dobry lub marny był z niego aktor. Równie dobrze mógł teraz stroić sobie ze mnie żarty, albo robić coś na siłę ze względu na cholerne rozkazy. Chciałam zniknąć.
Zapadła ciężka cisza, ale ja ani myślałam otwierać oczu. Gdy już przyzwyczaiłam się do bólu policzka, było nawet znośnie, więc zamierzałam pozostać w takiej pozycji i w takim stanie na znacznie dłużej. Lepiej było, gdy Hagen się nie odzywał i po prostu tak wspaniale chłodził mój policzek. Poduszka znów była idealnie miękka, kołdra idealnie ciepła i wszystko tak perfekcyjnie odprężające... Niech on po prostu milczy i nie przypomina mi więcej o tym, co się dzisiaj stało...

Nie śniłam. Pierwszy raz nie pamiętałam żadnych obrazów sennych, które by mnie nawiedziły. Kompletna pustka, ale za to jaka relaksująca. Dokładnie do momentu, gdy z powrotem otworzyłam oczy, był późny ranek, w pokoju unosił się zapach herbaty z cytryną i kanapek z wędliną i jakimiś warzywami. Chwyciły mnie tak silne mdłości, że, gdybym miała cokolwiek w żołądku, już by się znalazło na podłodze. Dyszałam wściekle, wisząc z łóżka i pod powiekami setny raz poczułam pieczenie zwiastujące łzy. Wszystkie wydarzenia dnia poprzedniego wróciły do mnie z takim echem, że aż zadzwoniło mi w uszach. Wstałam i pierwsze, co zrobiłam, to dokładne wyszorowanie zębów. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że na pewno nie mogłam fizycznie czuć tego smaku, ale psychicznie tam był i nie mogłam dopuścić do tego, by utrzymywał się choćby sekundę dłużej. Znów plułam krwią, ale uznawałam, że było warto. Każdy jeden ruch rotacyjny wywoływał mgiełkę zrelaksowania wokół mnie, a to było dobre, nawet bardzo dobre. Wróciłam do pokoju i choć burczało mi w brzuchu, nie tknęłam śniadania. Było już dawno po jedenastej, a ja ani się nie przebrałam, ani nie spojrzałam na to, jak wyglądała moja twarz, ani nic nie zjadłam. Schowałam się kołdrą, czując się tam najpewniej. Co będzie, gdy wróci porucznik i zażąda wyjaśnień? Powinno mnie to interesować? Pewnie powinno. Może było w tym wszystkim jakieś pocieszenie, że już więcej na mnie nie spojrzy w taki sposób jak wcześniej, gdy już się dowie, co zrobił ze mną Schäfer. Tylko czemu to nie pocieszało? Hagen kilka razy przychodził i pytał, jak się czułam, ale co ja miałam mu powiedzieć? To wszystko było takie bez sensu, takie surrealistyczne. Chyba nie oczekiwał, że poczuję się lepiej w ciągu niecałej doby? A może właśnie tak było, może chciał, żebym udawała, że było lepiej, żeby nie musiał się tłumaczyć? A może to było co innego? Przerosło mnie to. I przerastałoby dalej, gdyby nie to, że po obiedzie, do którego zostałam zmuszona, bym cokolwiek miała w żołądku, choć nie przełknęłam więcej, niż ziemniaka, dostałam tabletkę, która mnie uśpiła. Może od tego momentu będę jak pieprzone warzywko? W takim razie czy nie lepiej by było mnie po prostu zabić i darować sobie skakanie wokół mojej osoby? Nie wiedziałam. Nic nie wiedziałam, a Hagen wcale nie ułatwiał. Nikt niczego nie ułatwiał, ale czego ja się spodziewałam, będąc tutaj? Czego?... Że będę dobrze traktowana? Że mnie ktoś polubi? Że nie będę szykanowana za swoje pochodzenie i że ludzie mnie zostawią w spokoju? Jak głupia byłam, że wierzyłam w takie bzdury? Jak głupia byłam, że wierzyłam, że Kaulitz zawsze mnie wybawi z opresji? Jak głupia byłam, myśląc, że kogokolwiek to w ogóle obchodziło?
Chciałam zniknąć...

~~~~

Ewelina - Pia jak zawsze jest tym niezrozumiałym elementem tej historii xD A Kaulitz okaże twarz, aż zadziwiająco intensywnie o.O I wzajemnie spokojnych świąt! <3
Klaudia L - Tak, Schafer zalicza się do takich fajnych, nieobliczalnych świrów i zawsze mnie zastanawia, co oni mają pod kopułą, że zachowują się tak, a nie inaczej. Tutaj to raczej działało na zasadzie, że był zawsze w tyle w zespole i zawsze był najgorzej traktowany i nie mógł znieść tego, że zawsze jest ktoś nad nim. Wojna mu była na rękę w sumie. Brak zgody porucznika, by mogła zniknąć sprawiła, że oplułam klawiaturę i strzeliłam bolesnego facepalma, dzięki xD
Asia - Bo to by było zbyt piękne, gdyby Listing trafił na czas.
Sparkle - Jak już Ci mówiłam, co do tabletek i histerii, która po nich nadchodzi - w przypadku Pii to jak zwykle będzie wyglądało inaczej, bo laska jest pierdolnięta, a Kaulitz cudotwórcą. I ja też nie lubię, kiedy Brzydala nie ma, no ale co ja na to mogę poradzić?...
Claudia K. - Taaak, Klaus jest straszny o.O Nie smuć się! Potem będzie weselej xD
Oliv - Hagen jest dobry i nie rozumie, dlaczego ta wojna w ogóle się dzieje. Też go lubię <3 A kastrowanie Klausa... Lepiej zniszczyć go całego, bo i tak czyniłby zło.
Vergessen Engel - Wybacz, choć wiesz, że nie jest mi przykro xD
Kasiek56 - Dziękuję! <3 Rozdział będzie w czwartek :)

10 komentarzy:

  1. Nic mądrego nie napiszę. Ale wiem jedno podoba mi sie ten odcinek. Weny i spokojnych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam to na jednym wdechu. Pomińmy, że mój ostatni komentarz nie był za bardzo bystry itd. Zaczęłam sporo czytać w tematyce kryminalistycznej i dochodzę do wniosku, że Schafer zalicza się do psychopatów z dużymi zaburzeniami. Śmiem sądzić iż Porucznik musiał mu zarąbać w przeszłości jakąś laskę lub ją przelecieć bez skrupułów, dlatego on się teraz mści. I chyba mam wrażenie, że Pia mogłaby być podobna do wyżej wymyślonej przeze mnie (tak, tak, powymyślam sobie). Poza tym to Hagen nie jest dobrą opiekunką i pocieszycielką. Mam nadzieję, że kierują nim przyjazne zamiary, a nie tylko rozkazy. I nie, droga Pio, nie znikniesz, bo nie dostałaś na to zgody Porucznika ;)
    buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh tak przeczuwałam ze kiedyś ten dupek tam pojawi sie ale dobrze że chociaż ktoś zareagował ale czemu tak późno ;/ ? Why ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ochotę urwać temu skretyniałemu dupkowi jaja. Biedny Geo mam nadzieję, że nie będzie miał wielkich kłopotów. Miło wiedzieć, że w tym przesiąkniętym złem miejscu jest pare dobrych osób. Dziwię się pii i nawet nie wiem co mam o niej napisać, bo totalnie jej nie ogarniam w tym odcinku. Choć, to że chce zniknąć jest zrozumiałe. Mam nadzieję, że mr.porucznik szybciorem do nas wróci, zabije( poturbuje) dupka.i okaże ludzką twarz w stosunku do Pii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Daruje sobie pisanie, że rozdział jest świetny bla bla bla, bo po pierwsze to banały, a po drugie nie bardzo pasują do treści.
    Ja nie lubię takich rozdziałów, kiedy bohaterka ma kompletnego doła, z takich czy innych powodów i dodatkowo nie ma Kaulitza. W twoim przypadku problemy bohaterek i ich rozterki są nierozłączne z brakiem Brzydala. Naprawdę, mogłabyś zostawić go w spokoju, żeby siedział na tej dupie i nie robił problemów. Ale nieee! Pojechał sobie i o.
    Szkoda mi Dżordża, bo przecież on dostanie za tą akcję, o ile Kaulitz się dowie. Bo przecież miał jej pilnować. A w sumie to nie jest jego wina, nie da się widzieć wszystkiego. Chce jej pomóc, ale niestety herbata nie wymazuje pamięci, a moja teoria na temat tabletek silnie uspokajających jest taka, że odsuwają w czasie falę histerii i bólu, która musi w końcu nadejść. Dziś, jutro, albo za miesiąc. Bo to nie zniknie, a cholernie skomplikuje relacje między Pią a resztą świata.
    Jej też mi szkoda, choć to w dzisiejszych czasach brzmi prześmiewczo, a nie współczująco, ale to już nie mój problem :D
    Choć mówienie, że jest biedna itp., to kolejny banał, więc sobie daruję.
    Nooo... to tyle :D
    Pozdrawiam, o :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jaa! Co za obrzydliwy oblech z Gustava. Szkoda mi Pii :(( Do końca miałam nadzieję, że Porucznik pojawi się w drzwiach ;( i ją uratuje. Zrobiło mi się smutno ;(.

    OdpowiedzUsuń
  7. Serio strasznie sie zdziwilam ... hmm w ale po Gustavie sie nie spodziewalam, ze zabrnie tak daleko ... no ale dżordżu mam nadzieje ze nie zginie przez to, chyba ze porucznik bedzie kazal mu to jakos odpokutowac , ach niech ten kaulitz wroci juz bo chce poznac jego reakcje na sytuacje, ze nie bedzie "pierwszym" Pii ;d

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie spodziewałam się po Klausie,że jest aż tak mściwy. Owszem podejrzewałam go o wszelkoe zło tego świata itp. ale jednak myślałam, ze ma tam jakieś swoje zasady... Grunt, że chociajż Hagen nie był przewrotny i np. nie pomógł Klausowi czy cosik. Lubię tego Hagena. Jak Kaulitz wróci to powinien wykastrować Klausa. I to tyle w temacie, bo reszta moich myśli jeszcze się nie uporządkowała.

    OdpowiedzUsuń
  9. No dzięki -.-
    Nie lubię Cię za to, co zrobiłaś z moim Gustavem. Tyle w temacie.
    Niech Kaulitz wraca!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestes niesamowita. Te opowiadanie jest jak najlepsza ksiazka. Blagam dodaj kolejna czesc:-)

    OdpowiedzUsuń