piątek, 25 kwietnia 2014

KAPITEL 18

Wciąż się nie poruszałam. Nie widziałam powodu, choć gdzieś w głębi czułam potrzebę ucieczki. Rozsądek jednak mi podpowiadał, że nie było miejsca, w którym Kaulitz by mnie nie znalazł, więc czekałam na oprawcę pod kołdrą, starając się panować nad nerwami, które szalały i nie chciały się za nic uspokoić. Z mojego kilkudniowego otumanienia nie pozostały nawet marne resztki, którymi mogłabym siebie uraczyć. Nie rozumiałam, co się stało. Tak nagle zaczęłam odczuwać zupełnie co innego, że nie wiedziałam, co z tym zrobić. Porucznik miał na mnie nielogiczny wpływ i teraz po prostu... Po prostu się bałam, by mi nie zrobił krzywdy... A jeśli jej nie zrobi? Czy znów popadnę w ten stan?
Drzwi się otworzyły i przestałam oddychać. Ile czasu już minęło, że był z powrotem? Bo to był on, prawda? Nie miałam zamiaru sprawdzać. Zaległa cisza. Znów zauważyłam, że byłam boleśnie spięta i z jakiegoś powodu zaczęłam drżeć. Czy teraz mnie zabije? Wywlecze z pokoju i zastrzeli na oczach wszystkich? Gdzieś w podświadomości coś mi mówiło, że to było głupie, że na pewno by tego nie zrobił, ale przecież prawda była taka, że nie znałam porucznika. Jedyne, co wiedziałam to to, że był nieobliczalny pewnie nawet dla samego siebie. Słyszałam, jak ściągał buty i znów cisza. Będzie na mnie krzyczał? Zwali wszystko na mnie? Czy ja byłam winna? Może byłam... Mdłości przybrały na sile, gdy niechciane obrazy znów zalały moją głowę. Zacisnęłam powieki, aż poczułam ich ból i w końcu wypuściłam wstrzymywane powietrze. Byłam bliska szaleństwa przez niewiedzę, ale nie zrobiłam niczego, by to zmienić. Prawie zgrzytnęłam zębami, gdy poczułam drganie dolnej wargi. Nie rozpłacz się. Nie rozpłacz się. Nie przy nim.
Jakiś szmer. Coraz bliżej i bliżej, głośniejszy tuż obok. Serce waliło mi tak, że czułam to w uszach. Przełknęłam ślinę i otworzyłam szeroko oczy, gdy poczułam, że okrycie znika z mojej twarzy. Skonfrontowałam się z Kaulitzem, który siedział przy łóżku i natychmiast z powrotem zacisnęłam powieki, gdy przypomniało mi się, jak wyglądałam. Nie chciałam, by mnie widział, ale skoro nie miałam na to wpływu, wolałam udawać, że to nie miało miejsca. Nie chciałam widzieć jego reakcji. Byłam upokorzona i... I skrzywdzona. Chciałam się zakryć, ale ani drgnęłam. Wiedziałam, że patrzył i mocniej zagryzłam wargę, która najwyraźniej znajdowała się poza moją kontrolą. Musiał czuć obrzydzenie, bo w końcu ja... Boże, niech on mnie już zastrzeli, nie zniosę więcej!...
- Otwórz usta. – usłyszałam ciche polecenie i zakręciło mi się w głowie z nagłego zastrzyku adrenaliny, gdy przypomniało mi się, że Schäfer powiedział prawie to samo. Musiałam na niego spojrzeć i wiedzieć, czy powinnam uciekać, krzyczeć, błagać... Siedział na podłodze, ubrany w błękitną koszulę i patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem, ale nie byłam w stanie czegokolwiek wyczytać z jego twarzy. Co on w takim razie miał zamiar zrobić? Do czego zmierzał? – Jesteś bezpieczna. Otwórz usta. – powtórzył, a ja sama nie rozumiałam, dlaczego to zadziałało jak impuls, którego brakowało mi podczas jego nieobecności. Zrobiłam to, czego on żądał, choć nie wiedziałam czemu. Wtedy też zauważyłam, że trzymał na kolanach miseczkę, a pomiędzy moje wargi została wsunięta łyżka z jakąś zupą, którą o mały włos a bym się zakrztusiła. – Nie jadłaś od mojego wyjazdu, prawda? – spytał, gdy ja przełknęłam, jak się okazało, rosół, który nie wiadomo skąd się wziął. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. Wciąż nie byłam tego pewna. Nie rozumiałam, dlaczego patrzył na mnie normalnie. Bezbarwność jego głosu odbijała się także na jego twarzy, więc w dalszym ciągu nie wiedziałam, jak bardzo się mnie brzydził. Ta myśl była przykra. Mi było przykro. Nie chciałam... – Dużo spałaś? – ciągnął dalej wywiad, a ja znów wzruszyłam ramionami. Wszystko zlewało mi się w jedną papkę. Nawet niewiele z tych dni pamiętałam. Prócz tego, jak wyglądała moja twarz i prócz krwi z dziąseł. Łyżka kolejny raz wlała mi do ust zupę. – Pia, mów do mnie. – zażądał Kaulitz i zupełnie nie byłam w stanie zrozumieć tego, jak się zachowywałam w jego towarzystwie, ale nagle poczułam potrzebę, by mówić, choć jednocześnie chciałam zatrzymać wszystko dla siebie. Byłam zmęczona, ale jego obecność wpływała na mnie dziwnie kojąco. Nie zauważyłam nawet, że niepokój zniknął, a ja leżałam, nie będąc w tak wielkim napięciu jak jeszcze przed chwilą. Dotarło do mnie w końcu, że najwyraźniej nie miał zamiaru mnie zabić i to przywołało kolejną falę ulgi. I burczenie w brzuchu, co przyjęłam z zaskoczeniem. Poczułam głód. I znów tę potrzebę, by go przytulić. Co się ze mną działo? Odwróciłam od niego wzrok, mając dziwne wrażenie, że dojrzy to w moich oczach. Drgnęłam, gdy jego ciepłe palce musnęły delikatnie mój obolały policzek i zacisnęłam zęby, gdy pieczenie w oczach powróciło ze zdwojoną siłą. Czemu mnie dotykał, kiedy wyglądałam w taki sposób? Odgarnął powoli włosy, zakładając je za ucho i nie mogłam się powstrzymać, by na niego nie spojrzeć. Nie patrzył na to, co robił, a prosto w moje oczy i poczułam się speszona. Nie mogłam powstrzymać łzy, która spłynęła, a on nie przestawał patrzeć. Czego chciał? I dlaczego tak drżałam? Gładził mój policzek tak lekko, tak naturalnie, jakby to była dla niego zupełnie normalna czynność. Dlaczego zachowywał się tak czule? Robił mi mętlik w głowie, a to jakimś cudem przyprawiało mnie o kolejny łzy, których nie miałam siły powstrzymywać. Drugi raz pękłam w jego obecności, ale on zdawał się to akceptować. Nie rozumiałam go. Niczego już nie rozumiałam... Wciągnęłam ze świstem powietrze, gdy starł jedną łzę. Kolejną... I kolejną... – Zjedz zupę. – odezwał się niespodziewanie, jakimś cudem przerywając moją narastającą histerię w magiczny sposób. Otworzyłam załzawione oczy i spojrzałam na niego, znów beznadziejnie zapadając się w irracjonalnym poczuciu bezpieczeństwa. I chociaż przyglądał mi się uważnie, wciąż nie okazując żadnych emocji, ja wiedziałam gdzieś wewnątrz, że najwyraźniej mój los nie był mu obojętny. Chciałam wiedzieć... – Na pewno jesteś głodna. – dodał po chwili, przerywając moje myśli i znów wyciągnął w moją stronę łyżkę z rosołem. Poczułam się zbita z tropu, ale posłusznie otworzyłam usta, by mógł mnie karmić. Kolejny raz doświadczyłam tego samego wrażenia, że gdy tylko on chciał, potrafił zmienić moje nastawienie do każdej jednej rzeczy i sytuacji w taki sposób, by wszystko stało się łatwiejsze, choć przez to nie mniej logiczne. Zrelaksowałam się, oddychając powoli i dopiero po chwili zauważyłam, że przestałam płakać. – Tak lepiej. – rzucił, przysuwając się jeszcze bliżej, aż poczułam ciepło promieniujące od jego ciała. Nagle przyszło mi do głowy, że nie mógł być tak zły, za jakiego się uważał i jak ja go wcześniej widziałam. Gdyby był zły, już dawno by się mnie pozbył, a on wciąż w jakiś pokrętny sposób starał mi się pomóc. Ciągle nie wiedziałam dlaczego, ale to nie było ważne tak długo, jak byłam przez niego ratowana. Gdzieś wewnątrz niego czaiła się inna część jego osobowości, której nikt nie widział, a może ta część, która po prostu się skryła przed wścibskimi oczami. Był żołnierzem. Gdyby był dobry, nie przetrwałby. A może to było tylko głupie tłumaczenie? Kiedy będę miała możliwość, by o cokolwiek spytać? Przecież ja wciąż nie wiedziałam, jak on miał na imię... – Musiałaś być cholernie głodna, co? – spytał nagle, uśmiechając się niemal psotnie jak małe dziecko. Wtedy też zauważyłam, że po zupie nie zostało ani śladu, a ja wciąż miałam otwarte usta, czekając na coś do jedzenia. Moje policzki zabarwiły się na czerwono, odzwierciedlając moje zawstydzenie, choć sama nie wiedziałam, czemu tak zareagowałam. Chciałam coś powiedzieć, ale porzuciłam natychmiast ten plan, kiedy dostrzegłam jego zamyślone spojrzenie. Rzucił okiem na zegarek na nadgarstku i zagryzł wargę. Chciałam zapytać, o co chodziło i uderzyła mnie myśl, że jakimś cudem skupiłam się na nim, zamiast na sobie. Tak jak zawsze, gdy pojawiał się w mojej obecności. Wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł, ale on... Świadomość, że chciałam go poznać znacznie bliżej, nachodziła mnie w zupełnie niespodziewanych momentach, a czasami i takich, które nakazywały mi o tym myśleć. Był bardziej niż fascynujący, bo nigdy nie spotkałam osoby, która byłaby tak niejednoznaczna. Miał w sobie całą masę skrajności, przez co ja zachowywałam się inaczej niż zwykle, ale nie przeszkadzało mi to, bo koniec końców i tak byłam skupiona na nim. Był kimś więcej, niż tylko zwykłym człowiekiem i miałam to niepokojące poczucie, że gdy się w nim raz zatopi, już nigdy więcej nie wyjdzie się na powierzchnię. A ja nie miałam siły, by odrzucić potrzeby upadku na jego same dno. – Kurwa, chyba z przemęczenia mi całkiem na mózg coś padło. – mruknął nagle, potrząsając głową i wstał, odkładając miskę na podłogę. Zmarszczyłam czoło w konsternacji, a on odwrócił się do mnie plecami, by zrobić parę kroków i otworzyć szafę. – Lepiej zamknij oczy, bo będę się przebierać. – oznajmił mi i coś w jego głosie sprawiło, że nie posłuchałam rozkazu, bezpardonowo patrząc na porucznika, który zaczął rozpinać błękitną koszulę i zrobiło mi się ciepło w dołku. Zmarszczyłam czoło w jawnej dezorientacji swoim zachowaniem. Wiedziałam, że powinnam była czuć... coś zdecydowanie odwrotnego, do tego co właśnie czułam. Ale patrząc na niego, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że był jedyną osobą, która mogła na mnie właśnie w taki sposób działać. Nawet Hagen budził we mnie nieprzyjemne odczucia, coś, co kazało mi się mieć przy nim na baczności. A ten człowiek... A ten człowiek był inny...
Przełknęłam ślinę, gdy zrzucił z siebie koszulę na podłogę i moim oczom ukazały się nagie plecy, tak dobrze wyrzeźbione i wiedziałam, że musiały być twarde, a zarazem miękkie w dotyku i drgnęłam, mrugając oczami, gdy odruchowo szarpnęłam ręką, chcąc ją wyciągnąć w ich kierunku. Nagle zalała mnie jakaś surrealistyczna fala zaborczości, której nie zrozumiałam, ale wiedziałam, że chciałam, by był mój. Tak po prostu. Chciałam, żeby był blisko, żeby mu zależało, chciałam, żeby... Żeby ta kurwa zniknęła, kimkolwiek ona była, chciałam... Zacisnęłam powieki, próbując unormować oddech. Czy ja wariowałam? Wiercąca w brzuchu potrzeba patrzenia na niego była jednak za silna i po chwili znów otworzyłam oczy, by móc na niego patrzeć. Znów ta zaborczość. Zupełnie bezwarunkowo wyobrażałam sobie, że przytulam się do tych cholernych pleców i wdycham męski zapach i po moim ciele przeszła nawałnica dreszczy, wybijając mnie jeszcze bardziej z rytmu. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo, ale to nie było ważne, bo moje zmysły były nastawione na niego, na to, że rozpiął pasek i zsunął spodnie, odsłaniając wąskie biodra i napięte pośladki pod czarnymi bokserkami i aż mnie zabolało w klatce, gdy serce zaczęło mocno tłuc pod żebrami. Policzki zaczęły mnie jeszcze bardziej palić i zacisnęłam dłonie w pięści, próbując pohamować swoje zachowanie. Ale nie mogłam. I wtedy on odwrócił się, trzymając w rękach spodnie i od gwałtownego pulsu aż zrobiło mi się na chwilę ciemno przed oczami, gdy szybko skierowałam wzrok na jego twarz, mając to paskudne wrażenie, że on zauważy, gdzie patrzyłam. Ale to nie robiło żadnej różnicy, bo wiedziałam, że widział. W nagłym uderzeniu rzeczywistości chciałam parsknąć suchym śmiechem, bo jeszcze godzinę temu leżałam spanikowana i czułam te obrzydzenie i było mi tak cholernie źle i płakałam i... A teraz... Jak to się, do cholery, działo? Może to był wciąż szok? Może... Co to o mnie świadczyło? Co on widział, gdy na mnie patrzył? – Laleczko... – mruknął i usłyszałam w głosie coś na kształt nagany, co sprawiło, że poczułam się tak, jakby wylał na mnie kubeł lodowatej wody. W ciągu sekundy naciągnęłam na siebie kołdrę, znikając z zasięgu jego wzroku i tym samym ja już nie mogłam więcej na niego spojrzeć. Dusiłam się szybkimi uderzeniami serca i nie wiedzieć czemu, znów zachciało mi się płakać. Naprawdę musiałam zwariować. Nie wiem, dlaczego tak się działo, ale taka była prawda i sytuacja zdawała się być naprawdę żenująco przykra. Jeszcze przed chwilą ścierał łzy z mojej twarzy, a teraz? Słyszałam, że zakładał spodnie, a potem także i koszulkę, po czym wziął z podłogi miskę po rosole i wyszedł z pokoju. Odsunęłam kołdrę na tyle, by móc swobodnie oddychać, choć to, co wydobywało się z moich ust, na pewno nie można było nazwać „swobodnym”. To do niczego nie zmierzało. Jeśli reagowałam na niego w taki sposób nawet po tym, co się stało... Co ja miałam zrobić? Zacisnęłam powieki i wtuliłam twarz w kołdrę, wzdychając żałośnie. Może to była wina okresu? O tak, to mogło mieć sens. To by nawet wszystko tłumaczyło, nawet moje cholerne skoki nastrojów. Może to wcale nie była sprawka Kaulitza? Im dłużej nad tym wszystkim się zastanawiałam, tym mniej chciałam o tym myśleć. Wolałam się skupić na przyziemnych rzeczach, choć nawet nie mogłam sobie przypomnieć, co to takiego było. Zanim dotarło do mnie, dokąd mogłabym skierować swoje myśli, słyszałam już szmer przy drzwiach i Kaulitz z powrotem wrócił do pokoju, trzymając w rękach zapełniony stolik śniadaniowy i moja mina musiała być wyjątkowo idiotyczna na ten widok. Kaulitz przyniósł więcej jedzenia. – Nie patrz się tak. Nie jadłem nic od rana. – burknął, przewracając oczami i wtedy też zauważyłam, że miał na sobie szare dresy i białą koszulkę i gdzieś w międzyczasie musiał założyć adidasy, które wcześniej leżały zaraz obok oficerek i nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek miał je na nogach. Zaraz zresztą je zrzucił i postawił stolik na swoim łóżku. – Jeśli chcesz jeszcze jeść, to zapraszam do siebie. – rzucił niedbale i widziałam, że już miał zamiar wchodzić na łóżko, gdy nagle odwrócił się w moją stronę. – Jeśli zaczniesz cokolwiek mówić, pożyczę ci ciuchy, żebyś nie musiała siedzieć prawie naga. – dodał sugestywnie i kolejny raz byłam zdezorientowana jego postawą. Mimo wszystko jednak bardziej byłam zadziwiona własną osobą i tym, że chciałam pójść do jego łóżka i zjeść to, co on chciał mi dać do zjedzenia, choć wcześniej wcale nie czułam aż takiego głodu. Teraz zresztą też nie czułam, że chciałam jeść. Ale chciałam zjeść, bo on tego chciał. Jaki to miało sens? Dla mnie nie miało żadnego. – Cierpliwość jest cnotą... – zanucił pod nosem i westchnął, maszerując przez pokój, by znów otworzyć szafę. Wyrzucił z niej szeroką czarną koszulkę i dresy i rzucił mi je na łóżko. – Ja w przeciwieństwie do ciebie patrzeć nie będę. – powiedział, posyłając mi znaczące spojrzenie i zrobiło mi się tak samo gorąco z zażenowania jak kilkanaście minut temu. Zamknął szafę i powędrował z powrotem do swojego łóżka. Niepewnie zerknęłam za nim, by upewnić się, że na pewno nie patrzył, ale on już zajął się śniadaniem. Nie wierzyłam w jego słowa, ale nie miałam innego wyboru. Chwyciłam spodnie i wcisnęłam je pod kołdrę, by je jakoś na siebie założyć, wciąż będąc zakryta. Zarzuciłam jeszcze na piżamę koszulkę i w tym samym momencie poczułam się wreszcie idealnie. Nie miałam pojęcia, czy jakakolwiek inna kobieta miała takie potrzeby w trakcie okresu jak ja, ale po prostu uwielbiałam chodzić w tym stanie w luźnych, wielkich ubraniach, w których wyglądałam żałośnie. – Ścięłaś włosy. – usłyszałam za sobą głos Kaulitza i odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, by na niego spojrzeć. Na jego twarzy nie było nawet cienia skruchy, nawet nie próbował mi wmówić, że nie patrzył, ale to nie było istotne. Odruchowo chwyciłam pukiel i zacisnąwszy zęby, schowałam włosy pod koszulkę. Nie chciałam, by poruszał ten temat. – Chodź jeść. – rzucił rozkaz, a ja tak po prostu wstałam i poszłam na boso. Dresy były zdecydowanie za długie i nawet chodzenie na palcach nic nie dawało, więc musiałam unieść nogawki, by się nie wywrócić. Kaulitz parsknął śmiechem na ten widok, co również wydało mi się być zaskakujące i bardzo mało pasujące do niego, bo nie usłyszałam ani grama złośliwości. Usadowiłam się przy poduszkach i skrzyżowałam nogi po turecku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Porucznik siedział prawie na środku łóżka, a przed nim stał spory stolik, na którym dojrzałam dzbanek z herbatą, dwa białe kubki, koszyczek z pokrojonym chlebem żytnim, talerzyk z masłem, sztućce i talerz z wędlinami, serem i pomidorem. Ślina naciekła mi do ust na ten widok. Kaulitz w ręku już trzymał nadgryzioną kanapkę, żując w zamyśleniu. W końcu chwycił dzbanek i nalał do obu kubków herbatę. – Teraz już musisz zacząć mówić, bo nie wiem, co chcesz jeść. – zauważył. Chciałam się uśmiechnąć, naprawdę. Jakimś cudem sprawił, że czułam się dobrze w jego towarzystwie i, co ważne w tym przypadku, on sprawił, że jedzenie zostało w żołądku na swoim miejscu. Tak po prostu. Bez jakiekolwiek proszenia. Po prostu dawał, a ja brałam. Patrzyłam na talerz i nawet nie wiedziałam, co chciałam zjeść.
- Wszystko. – prawdopodobnie nie zjem za dużo, ale chciałam spróbować wszystkiego. Przez niego byłam głodna. Kaulitz znów parsknął śmiechem i włożył do ust swoją kanapkę, by zwolnić rękę i zacząć mi szykować moją własną. Wydawał się przy tym tak cholernie ludzki, że zbijał mnie swoją osobą z pantałyku. W jakiś sposób mnie do siebie przyciągał tak silnie, że dzięki niemu byłam w stanie zapomnieć o wszystkim. Dlaczego? Przyglądałam się jego dłoniom, które zręcznie operowały sztućcami i dotarło do mnie, że to nie było normalne, że on – porucznik dowodzący niemieckimi żołnierzami – robił mi kanapki, jak gdybym była dla niego kimś bliskim. Przyjaciółką nawet. Znów poczułam tę obezwładniającą potrzebę przytulenia się do niego, dotknięcia go i uświadomienia sobie, że w tym miejscu nie każdy chciał mnie skrzywdzić tak, jak zrobił to Schäfer; że nie każdy mężczyzna był taki jak on. Dlaczego Kaulitz sprawiał, że czułam w stosunku do niego zupełnie co innego, niż do każdego człowieka w tym budynku? Czy on chciał, żebym tak czuła? Kolejny raz do mnie dotarło, że miałam tyle pytań, które chciałam mu zadać, a nie mogłam, bo choć zachowywał się w taki sposób, wciąż był dla mnie zamkniętą księgą, do której nie miałam dostępu.
- Smacznego, laleczko. – uśmiechnął się do mnie szeroko, tak naturalnie i podał mi talerzyk z kanapką, samemu znów wgryzając się w swoją. Dokładnie w tym samym momencie przyszło mi do głowy to, co powiedział Schäfer i poczułam, jak mój apetyt znów osiągnął dno.
Wszystkich szmaci, bez pierdolonego wyjątku. Mami, zwodzi, bierze, co chce i odrzuca. Na przyjaciół ma wyjebane, na kurwy szczególnie. Zbiera kolekcję, a ty jesteś po prostu kolejną laleczką na wystawie.
Czy swoją kurwę traktował lepiej niż mnie? Na jak niskim szczeblu jego hierarchii byłam? I dlaczego chciałam być na pierwszym miejscu? W momencie, kiedy zostałam tak sponiewierana? Zamknęłam oczy, próbując odeprzeć falę mdłości, zwiastująca nagłe wyrzucenie całego jedzenia, jakie skonsumowałam. Nienawidziłam go. Nienawidziłam tego, że kobieta nie miała żadnej siły w tym miejscu i...
- Jaki jest twój ulubiony kolor? – usłyszałam nagle i zastygłam w bezruchu, kompletnie zdezorientowana pytaniem. Uchyliłam powieki, patrząc podejrzliwie na Kaulitza, który przyglądał mi się, żując kanapkę jak gdyby nigdy nic. Na jego twarzy znów nie potrafiłam dostrzec ani jednej zmiany, która by mi pomogła w jakikolwiek sposób rozszyfrować to, co siedziało w jego głowie. Pokazywał tyle, ile chciał, by ktoś zobaczył.
- Czerwony. – odpowiedziałam machinalnie i ugryzłam kanapkę, tym samym łapiąc się, że znów cudownie sprawił, że wrócił mi apetyt. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, co się działo. Czy on miał w sobie jakąś magiczną moc? Co on ze mną, do cholery, robił? Uśmiechnął się psotnie, jakby doskonale o wszystkim wiedział; jakby wiedział, że umiał mnie kontrolować tak łatwo i bez większego wysiłku. Byłam jego laleczką, ale czy było w tym coś złego? We wszystkich rzeczach, które ze mną robił, czaiło się coś, co mi pomagało, więc to nie mogło być złe.
- Lubię czerwony. – posłał mi jeden z tych spojrzeń, które sprawiały, że czułam się w nieodpowiednim miejscu, lecz w odpowiednim czasie. Chciałam przysunąć się bliżej, odrobinę bliżej. Potrząsnęłam głową, odwracając od niego wzrok. To wszystko robiło mi zbyt wielki mętlik. – A jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Czy on miał w tym jakąś ukrytą rozrywkę, której ja nie widziałam? Dlaczego pytał akurat o tak nieistotne rzeczy? Nie wierzyłam, że mogło to go interesować, ale idąc tym tropem, tak właściwie to nie wiedziałam, co go mogło w ogóle interesować, prócz aktów seksualnych i zabijania. To było naprawdę frustrujące. I jaka była moja ulubiona potrawa, do cholery? Czemu miałam ten paskudny impuls, by odpowiedzieć jak najszybciej? Boże, ja naprawdę byłam bliska obłędu.
- Nie mam ulubionej potrawy. Po prostu lubię jeść. – odparłam, gdy nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Nie byłam przygotowana na takie głupie pytania, co miałam na nie powiedzieć? Odgryzłam spory kęs kanapki, zdając sobie nagle sprawę, że byłam tak samo bezsensowna jak Kaulitz. W kółko zaprzeczaliśmy wszystkiemu, co robiliśmy i temu, co mówiliśmy. Pieprzeni hipokryci. Podniosłam na niego wzrok, ale on nawet na mnie nie patrzył, zajęty przygotowywaniem jedzenia. Znów odwracał moją uwagę i chęć roześmiania się kolejny raz mnie zdezorientowała. Bawił mnie człowiek, który mordował, bo to lubił. Wzdrygnęłam się na surowość myśli.
- Lubisz malować?
Dałam sobie spokój i postanowiłam się chociaż na chwilę poddać i grać według jego zasad, które w ogóle nie były dla mnie zrozumiałe. W końcu odpowiadanie na te durne pytania wcale nie było niczym zdrożnym, nie wgłębiał się w tematy, których nie chciałam poruszać.

Taka płytka i głupia była ta znajomość.

~~~~

Diablica Patrycja - Mnie też zaskoczyło jego zachowanie, bo w ogólnej koncepcji miało to wyglądać trochę inaczej, ale gdy już to napisałam, stwierdziłam, że średnio to normalne (biorąc pod uwagę też reakcje Pii), ale zrozumiałe w ich przypadku. I tak, ta gra do czegoś prowadzi, on doskonale wie, co robi xD Ach, no i (nie)stety podzielić się nie mogę :D
Claudia K. - Nie rzygaj tęczą, proszę Cię, bo to już chyba pod obrazę podchodzi xD A z tymi bokserkami, to pewnie nie chciał jej straszyć xD
Ewelina - No co? Porucznik uznał, że tak musi być, to się tak zachował :D A co do przytulenia, to sobie jeszcze na nie poczekasz, bo oni jacyś tacy skąpi są w tym przypadku xD I teraz Cię wkurwiła? To jeszcze nic!
Sparkle - Niee, jutro nie pojawi się kolejny xD I to chyba nie pierwszy raz, że wbijasz się do mnie wtedy, kiedy ma nie być rozdziałów, a są xD I taaak, ona ciągle nie wie, czego chce, ale to wszystko przez Kaulitza, bo jej mózgojeba robi! W innej sytuacji życiowej faktycznie wyglądałoby inaczej, no ale tak jest fajniej xD I faktycznie słodko, ale chyba tęcza nie poszła, więc jest okej. A co do Toma, to jeszcze trochę. Tak troszkę. xD
Wikaa - Przepraszam? xD Jutro to raczej niee, za wcześnie xD
Kasiek56 - Tak, z tym imieniem w pełni się zgadzam, mogłaby się dowiedzieć, kim jest porucznik xD I czy ma serce? Ja bym się nad tym jeszcze zastanowiła :)
Asia - Opiekuńczość w pełni uargumentowana! Ach no, I fucking rock, lol *facepalm*
Edyta - To nie jest kwestia ani minut, ani godzin, ale sprawa ma się fajnie, więc nic nie powiem, bo udam, że jestem zajebista. Tak czy siak ja osobiście jestem pod wrażeniem w kwestii porucznika, choć już rzygam tęczą. I to nie tylko w tym rozdziale xD
Klaudia L - Mówiłam, że on wie, co robi, żeby było git xD Rozlew krwi - co najwyraźniej Cię zasmuci - nie będzie za bardzo ekspresyjny. A w sumie to trochę będzie. Tak, w sumie to będzie xD
Vergessen Engel - Przepraszam. Jak zwykle xD I to, że Kaulitz jest popieprzony to chyba nic nowego, nie? A może się mylę... xD

10 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Pierwsza! Idę czytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak pisałam Ci wcześniej, to jest takie cudne. Nie pomyślałabym, że Porucznik może być taki kochany ;) I jeszcze jak ją karmił, no rozpływam się po prostu. W ogóle jak już się rozbierał, to mógł od razu te bokserki ściągnąć xD Nic by mi się nie stało!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kaulitz nie darł.ryja... Karmił ją... Był ludzki? Coś ty zrobiła z porucznikiem!!!!!!?????? Pia mnie wkurwiła. Jak już znów sie gapisz na niego to nie krępuj się, Albercik no. Serio ciuchy za odzywanie się? Lubie ich rozmowy mimo, że są powierzchowne to budują między nimi fajną relację. Taką ciepłą i bezpieczną.
    Mam nadzieję, że ona siż wykąpie coby nie waliło jak z murzyńskiej chaty i go obejmie... Np w nocy... Bo miałam zły sen, poruczniku ratuj mnie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. A jutro pojawi się kolejny? xD
    Miało mnie nie być, a jestem, wyczuwam rozdziały u Ciebie na odległość, ooo
    No i Brzydal wrócił. NARESZCIE! Od razu jest lepiej xD Ich zachowanie jest całkowicie nielogiczne, ale kogo to obchodzi. Kaulitz się przymila, bo chce ją zaciągnąć do łóżka, a Pia... Właściwie nie wiem, co robi i czego od życia chce Pia. Co więcej, mam wrażenie, że ona sama tego nie wie xD
    Ale chyba nie powinnam się jej dziwić, no nie? Trochę kiepskie połoenie, jakby nie patrzeć.
    Właściwie gdyby nie ta jej depresja, wojna i inne takie, to zachowuje się jak typowa baba. Nie kobieta, ale baba, o! Tak mi kiedyś ktoś tłumaczył xD Chce czegoś, wie że Kaulitz też chce, ale nie, bo coś tam coś tam. Poszliby do łóżka i po sprawie, ale nieeee!

    No ale fajni są nooo xD Jest słodko, nawet bardzo, jak na nich, ale i tak ich lubię.
    I co by ci tu jeszcze mądrego napisać... Hm... Teraz czekam na wielkie wejście Toma, o! To tak a propos nieznajomości imienia i innych takich. Pia się zdziwi xD

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzoo mi sie podoba :d jak zawsze oczywiscie :P Wchodze sb na bloga i mysle tylko wejde i ide do kibla,alee nie musialas dodac nowy rozdzial, a ja caly czas wstrzymuje :P Wstydz sie i rob zrzute na nowe majtki ^^ Noo ale rodzial super i pamietaj chcemy Toma(jak najszybciej) i nowy rodzial JUTRO :)
    WENY I POZDRAWIAM :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytalam juz w piątek, ale musialam wrocic do tzeczywistosci zanim napisze cos sensownego. Jestem wniebowzięta jego opiekuńczością, aż wyobrazilam siebie na jej miejscu. Ta magia... gdyby to ode mnie zalezalo już bym go tam brała :D porucznik pikazał że jednak ma tam serducho, doskonale. Wciąż jednak intryguje mnie, co zrobi z Gustavem. Tak apropos, to moglaby sie dowiedzieć jak on ma na imię przed seksem :d bo po seksie to wiesz, nie wypada tak polskiej cnotce :D hehe:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm zastanawia mnie ta jego nagła taka opiekuńczość hmm (-_-) ale cóż i tak podoba mi sie to co piszesz mimo wszystko i jestem w szoku że mimo naporu tylu komentarzy negatywnych czy nie negatywnych ale dajesz rade ;) i to pochwalam czekam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Porucznik był nieprawdopodobnie opiekuńczy, jednak muszę przyznać, że chyba właśnie tego oczekiwałam. Przynajmniej teraz Pia jest bezpieczna. Ciekawe, jak dalej potoczy się relacja między nimi, bo zabawa w pytania może odwrócić uwagę od problemu tylko na chwilę. Pytanie jednak brzmi: kiedy zabije Schafera?
    PS. oby to była kwestia minut.
    PS. Lub sekund:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzie jest furia Porucznika (szuka w szafie, pod łóżkiem, za oknem), no gdzie? Czy on się już dowiedział? Bo, bo...no kurczę! Chyba jestem żądna krwi...oO. Ogólnie to jestem zaskoczona jego zachowaniem. Przynosi rosołek, karmi ją, pożycza ubrania, robi kanapki...co się z nim działo na tym wyjeździe? Stęsknił się, że taki milutki teraz jest?! Czy to przez jej stan? I jeszcze te pytania. Skuteczny sposób na odwrócenie uwagi, to mi się podoba.
    Jak to Porucznik powiedział - Cierpliwość jest cnotą. Będę cierpliwa i poczekam do rozlewu krwi Schafera.
    :************

    OdpowiedzUsuń
  10. Ulubiony kolor? Ulubiona potrawa? Lubisz malować?
    Serio?
    Ten Kaulitz jest serio jakiś popieprzony, skoro pyta o takie rzeczy, robi jej kanapki... kurwa... jest człowiekiem! Robisz mi rozpierdol w mózgu tym opowiadaniem, a ja to czytam i jeszcze przeklinam publicznie, bo nie wiem, co innego mogłabym napisać.
    A co z Schaferem, hmmm? Mimo wszystko, jestem ciekawa co będzie z moim Byłym-Misiem-Pysiem-Którego-Mi-Tak-Brutalnie-Zeszmaciłaś... Ciekawość, ciekawość, ciekawość... To nieodłącznie mi towarzyszy przy czytaniu Twojego opowiadania. Także czekam! :D
    Pisz szybko następny. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń