niedziela, 4 maja 2014

KAPITEL 21

Chodziłam napięta jak postronek od chwili, gdy w budynku zrobiło się nienaturalnie cicho. Zniknął każdy żołnierz, który nie przebywał w sali chorych; który był w pełni zdrowy. Nagle zniknęła połowa... Cóż, na dobrą sprawę mogłam nazwać ich mieszkańcami. Na korytarzach prawie nikt się nie pojawiał, każdy był zajęty swoimi sprawami i choć wiedziałam, że pierwszy raz naprawdę nic mi nie zagrażało, nie mogłam się zrelaksować. W końcu zreflektowałam, że skoro żołnierze wyjechali, na pewno nie była to cholerna delegacja i dziwna gula w żołądku mi mówiła, że byłam zdenerwowana tym, że Kaulitz mógł wrócić tutaj, owszem, ale martwy. Nie chciałam, by umarł i choć próbowałam sobie wmówić, że najzwyczajniej w świecie bez niego bym tutaj zginęła, doszłam do przewrotnego wniosku, że w jakiś pokręcony sposób chciałam go przy sobie; że pomiędzy nami była jakaś dziwaczna nić porozumienia, jakaś relacja, która sprawiła, że był dla mnie... Cóż, ważny. I dzięki niemu udało mi się przejść do porządku dziennego z tym, że napadł na mnie Schäfer, choć myśl o tym, że miałabym go zobaczyć, napawała mnie obrzydzeniem i  nagłym ścinaniem strachu. Ale pojawiał się porucznik i było dobrze, więc lepiej, żeby wrócił z tej misji, czy cokolwiek to było...
Maria zaciągnęła mnie na kolację, twierdząc, że skoro nikogo groźnego nie było, mogłam przebywać poza czterema ścianami. W ten sposób znalazłam się w mniejszej stołówce na parterze, w której jadały nie tylko pielęgniarki, ale także lekarze i ludzie, którzy pracowali w punkcie informacyjnym, gdzie – jak się okazało – znajdowała się kobieta, która przyniosła kilka godzin wcześniej telefon do porucznika, a podczas jedzenia przyglądała mi się ze zmarszczonym czołem. Ja jednak niezbyt przywiązywałam do niej uwagę, bo bardziej stresował mnie fakt, że siedziałam przy jednym stoliku z Tanją i obie wiedziałyśmy więcej, niż chciałyśmy. Przynajmniej ja nie chciałam wiedzieć, a ona wyglądała, jakby pogardzała mną jeszcze bardziej, więc sytuacja była bardzo nieprzyjemna. Nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy Maria wiedziała, co łączyło jej koleżankę po fachu i porucznika. Widziałam nagie ciało Tanji, do cholery i ciężko było zapomnieć taki widok. Próbowałam się pocieszyć, że miałam więcej krągłości, że byłam bardziej kobieca, a ona nosiła push-up, ale wcale nie poprawiało mi to humoru, bo koniec końców była kochanką Kaulitza. Kurwą. Kimś, z kim dzielił intymne przeżycia. A ja, co było coraz bardziej wytrącające z równowagi, okazałam się być jednym, przeogromnym skupiskiem wypalającej ciało zazdrości. Chciałam rzucić w nią talerzem, zetrzeć jej z twarzy ten ironiczny uśmieszek, zrobić cokolwiek, by nie wyobrażała sobie, że była lepsza, bo nie była, prawda? Oczywiście, że miałam rację, w końcu status nie był oceniany tylko poprzez to, czyjego penisa miało się w sobie. Ale ten fakt kurewsko głęboko wbijał szpilę w bok. Nie mogłam się powstrzymać przed porównywaniem siebie do niej i tego, że różnice były tak wielkie, że nie rozumiałam, co Kaulitz w niej widział, skoro... No a potem przypomniało mi się, co do mnie mówił. O tym, że na niego działałam, że się mścił za to, że nie mógł mnie mieć... I w taki sposób coś poprzestawiało mi się konkretnie w głowie, gdy dotarło do mnie, że ja chciałam go mieć i chciałam, by rzucił pieprzoną Tanję dla mnie. Jeśli on się powstrzymywał, to znaczyło, że ostatnie słowo należało do mnie, tak? Więc niech mnie szlag trafi, ten człowiek musiał wrócić tutaj, żebym mogła utrzeć nosa tej szmacie. I mieć go dla siebie. I być otoczona większym bezpieczeństwem.
I zniszczyć sobie doszczętnie życie.
Okazało się, że nawet Maria nie wiedziała, dokąd pojechali i jak długo ich nie będzie, przez co każdy był w nieustannym przygotowaniu na rannych, na niesienie każdej możliwej pomocy. W międzyczasie, by zabić samotność, która pojawiła się w mało sensownym momencie i bez tak samo mało sensownego powodu, postanowiłam uczepić się starszej kobiety i przy okazji dowiedzieć się, co się znajdowało za dwuskrzydłowymi drzwiami prowadzącymi z sali chorych do kolejnych pomieszczeń, na ostry dyżur, do oddzielonych oszklonych sal i pokoi, gdzie stały puste łóżka. Pielęgniarki nie miały zbyt dużo do roboty, bo naliczyłam zaledwie sześciu pacjentów, w tym trzech w sali chorych, dwóch w śpiączce farmakologicznej i jednego, który siedział w pomieszczeniu, do którego nie można było wchodzić bez stosownego ubioru, a Maria wytłumaczyła mi, że był w tak kiepskim stanie, że nie można było go narażać na jakiekolwiek drobnoustroje z zewnątrz. Klatka piersiowa ciemnowłosego mężczyzny unosiła się powoli, a jego oczy przyglądały mi się beznamiętnie i miałam od tego dreszcze. Nigdy nie mogłabym pracować jako pielęgniarka, ani szczególnie jako lekarz. Styczność z osobami chorymi nie wpływała na mnie optymistycznie, a nawet trochę przerażała. Życie człowieka było tak cholernie kruche, przez co w tym samym momencie zastanawiałam się, czy Kaulitz wróci cały. Zignorowałam myśl, że ten człowiek siedział w mojej głowie za długo i za intensywnie.
Miałam problemy ze snem, przewracałam się z boku na bok i wciąż zerkałam na wielkie łóżko, wciąż wmawiając sobie, że to nie był dobry pomysł, by się tam położyć i zasnąć. A gdyby wrócił w nocy i zastał mnie pod jego kołdrą? Nie, to zdecydowanie nie był najlepszy plan. Noc była spokojna i cicha jak przed burzą, choć przecież było zupełnie na odwrót. Byłam zdenerwowana i miałam złe przeczucia, choć zdawało mi się, że to głupota. I ta dziwna samotność... Może coś się zmieniło, a ja tego nie zauważyłam? Pomijałam to, że rozmawialiśmy inaczej i że nawet się śmiał. Zmieniło się coś we mnie.

 Był wściekły i z tego powodu często umykały mu mniej ważne lub te ważniejsze sprawy. Zdawał sobie sprawę, że wyjątkowo ciężko będzie mu przymknąć oko na to ścierwo, ale znacznie przeliczył swoje możliwości. Gdyby się zaczął zastanawiać, dlaczego go to tak ruszyło, być może doszedłby do dziwnych wniosków, ale on po prostu uznał, że dziewczyna była jego, a jego własności się nie ruszało. Prosta niepisana zasada, która była wszędzie przez każdych przestrzegana, prócz tego skurwysyna. I teraz chodził i puszył się jak paw, zupełnie olewając jego obecność. Był cierpliwy, bardzo cierpliwy... do momentu, aż wrócił i zastał dziewczynę ukrytą z sinym policzkiem. Dlaczego go nie zabił? Cholerny sentyment... Nie mógł tak po prostu zamordować człowieka, z którym miał tak wiele wspólnego, z którym przyjaźnił się tak długo. Ale ten idiota złamał zakaz i musiał ponieść karę. Tylko wciąż nie miał pomysłu, co to miałaby być za kara. Wizje, które przychodziły mu do głowy, kończyły się na tym, że Klaus leżał martwy zalany krwią. Nie posądzał siebie o aż tak zaściankowy umysł, a to było naprawdę niepocieszające. Więc był wściekły i ujmowało mu to na honorze, bo miał wrażenie, że każdy wymagał od niego, by coś z tym zrobił. Był nauczony puszczać wiele rzeczy mimo uszu i tym razem próbował robić to samo, tym bardziej, że powinien był się bardziej skupić na tym, że stracili zbyt wielu ludzi, co nie zdarzało się za często. Właściwie to wiedział, że to była jego wina. Znów będzie musiał pisać listy do rodzin i tłumaczyć, co się stało; że mąż, syn, brat zginął w walce. Nie przepadał za tym; nie znosił. Listy, co prawda, były znacznie lepsze, niż bezpośrednie spotkanie twarzą w twarz, ale wolałby pójść i zamordować obcą rodzinę, niż to pisać. Nie po to piął się tak wysoko, by zajmować się takimi łzawymi bzdurami. Musiał używać tych miłych słów, że mu przykro; że ten i ten był wspaniałym żołnierzem i dzielnie walczył dla kraju... Miał to wszystko gdzieś. Prawda była taka, że nie interesował go nikt... Cóż, może to akurat byłoby kłamstwo. Niektóre rzeczy i niektóre osoby go interesowały, ale do tej małej grupy nie zaliczali się żołnierze. „Łatwo przychodzi, łatwo odchodzi” mawiało przysłowie i tak samo wyglądało życie jego podwładnych. Gdy miał braki w plutonach, po prostu dosyłali mu kogoś nowego, kogo potem wytrenował na swój sposób, proste.
Ale to nie było ważne. Bardziej interesował go powrót do bazy, niż zamieszki w Czechach, które nagle stanęły okoniem. Gdyby ludzie mieli odrobinę oleju w głowie, poddaliby się i nie podskakiwali, kiedy mieli już tak mało do powiedzenia, ale oni wciąż bawili się w ten żałosny heroizm, który prowadził ich prosto do grobu. Jakby to cokolwiek zmieniło. Już tyle państw było za nimi, tyle było pod nimi, że ciężko było zrozumieć powstania tych małych, zabawnych państewek. A żeby to im przedstawić wyraźniej, przyjechał, zrobił swoje, zabrał, co warte zabrania i odwrócił się plecami. Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie powinni rozstawić obóz i poczekać, aż zapał do walki jego wrogów opadnie do zera i znów potulnie się poddadzą, ale nudziło go to. Nie dostał kolejnych rozkazów, kazali mu tylko zgasić rozpalające się ognisko, więc to zrobił. Może powinien był ciągnąć to dalej, przedzierać się przez kraj, aż zrówna z pomocą innych wszystko z ziemią... Może był leniwy, może się starzał?... Wciąż bardziej interesowało go to, że miał uroczą współlokatorkę, z której chciał zrobić konkretny użytek. I ten kutas, który odważył się tknąć to co jego. Znów się nachmurzył na tę myśl. Męski honor, gdzie on się podziewał? Na wojnie nie można było kierować się sentymentem, a szczególnie nie w momencie, kiedy obiekt tych poniżających odczuć kpił z ciebie za każdym razem, kiedy był w pobliżu. Listing próbował go utemperować, ale jego zdawało się to nie imać. Klaus musiał już całkiem zwariować i zatracić jakiekolwiek poczucie rzeczywistości. Dlaczego nie kiwnął palcem? To wkurwiało go w równym stopniu. Powinien był posłuchać rozsądku i zastrzelić dziewczynę, gdy tylko zobaczył, że dowalił się do niej Schäfer. Nie zabiłby swojego żołnierza, nie oszukiwałby Schetzera, Klaus by nie odpierdalał i Tanja by mu starczyła, jak starczyła mu wcześniej. Powinien był ją zabić, albo oddać i się nie przejmować. Kaulitz, jesteś pierdolnięty, pomyślał poirytowany. I na dodatek dziewczyna śmiała cię upominać, że zachowujesz się źle w stosunku do swojej kurwy.
- ...tknie, bo wciąż mnie ignoruje po tym, jak wyruchałem jego laleczkę w usta, ha ha...
Tik, tak, tik, tak. Bum.
Zatrzymał się gwałtownie, czując nagły rozlew adrenaliny w ciele i ciśnienie mu tak skoczyło, że aż mu zawirowało przed oczami. Odwrócił się na pięcie, mając całkowicie w poważaniu fakt, że zrobili piętnastominutową przerwę, od bazy dzieliła ich jeszcze godzina z hakiem jazdy, był środek nocy, a on chciał pójść spać. Schäfer, który szedł za nim w odległości kilkunastu metrów, zatrzymał się, a z jego ust zniknął cwany uśmieszek. Lepiej, choć niewystarczająco. On miał już dość.
- Listing powinien dostać wpierdol za to, że żyjesz, Gustav. – odezwał się lodowato niskim głosem, rozcierając dłonie, by je rozgrzać. – Masz coś jeszcze do powiedzenia? – spytał powoli, nawet nie starając się uśmiechnąć, jak to miał w zwyczaju, gdy robił się nadludzko wkurwiony. Cały pulsował od stłoczonych emocji, które domagały się ujścia. Och, ujdą. Palce mu strzeliły, a Klaus się wzdrygnął. Zrobił krok do przodu. Drugi, trzeci. – Grzecznie pytam, czy masz coś jeszcze do powiedzenia. No dalej, nie wstydź się. Podziel się ze mną szczegółami, bo to właśnie one dzielą od moich rąk. – mruczał, nawet nie zwracając uwagi na żołnierzy, którzy rozstępowali się przed nim jak morze przed Mojżeszem. – A może już nic cię nie dzieli... Może szczegóły sprawią, że cię zapierdolę... Dalej, Gustav, dalej... – roześmiał się sucho, gdy Schäfer wyciągnął z kabury pistolet i odbezpieczył go, celując w porucznika.
- Nie zbliżaj się do mnie, Kaulitz. Nie chcę ci zrobić krzywdy. – ostrzegł niepewnie, wciąż się cofając.
- A ja tobie owszem. – odparł, nie ponosząc tonu głosu ani odrobinę. Mierzył przeciwnika – bo właśnie tak go aktualnie postrzegał – mrocznym spojrzeniem i każdy wiedział, że to nie rokowało dobrze. Widział, że Schäfer się przestraszył. Widział, że drżała mu dłoń. Widział, że zdał w końcu sobie sprawę z tego, że przegiął. Cóż, za późno na przemyślenie swojego postępowania. – Ona jest moja, Schäfer i ze względu na nią jest mi chyba przykro, że za późno zdałeś sobie z tego sprawę. Tobie na pewno powinno być przykro. Bardzo przykro. – czuł, że paliły go policzki, szumiało mu w uszach, serce dudniło i coraz bardziej przyspieszał kroku, zostawiając w tyle swoich żołnierzy, bo pieprzony Gustav uciekał. Ale on go dorwie, och, on go dorwie i to będzie pieprzony koniec ignorowania jego rozkazów. Coraz bliżej. Bliżej, bliżej!
- Przemyśl to, Kaulitz, bo jak mnie załatwisz, będziesz... – urwał, stękając, gdy potknął się o wystający kamień i wtedy wszystko potoczyło się w ułamku sekundy. Palec przyłożony do spustu, nagle go nacisnął, a Kaulitza niespodziewanie cofnęło o dwa kroki, co sprawiło, że prawie stracił równowagę i szum zagłuszył mu wszystko, co się wokół niego działo. Ryknął wściekle, nawet nie patrząc, gdzie dokładnie dostał przez adrenalinę, która zabiła ból i rzucił się na Schäfera, dopadając go w kilku susach z takim impetem, że obaj runęli na ziemię. Zamroczony agresją walił na oślep, choć instynktownie wiedział gdzie. Jeden cios za drugim i nikt go nie powstrzymywał. Wrzeszczał jakieś zdania, choć nawet ich nie usłyszał. Szum zamieniał się w stały wysoki pisk, ale nie przestawał. Skurwysyn go postrzelił! Pierdolona gnida miała tupet, by w niego mierzyć! O nie, pomyślał nieprzytomnie. Z Kaulitzem się nie zadzierało w taki sposób. Chciał go zniszczyć. Zmiażdżyć. Wbić w ziemię, by nikt nie mógł skurwiela zeskrobać nożem do masła. Miał ochotę walić jego głową, ale nagle do niego dotarło, że nie mógł brać czynnego udziału w jego mordowaniu. Miał wiele krwi na rękach, której nie chciał z siebie zmywać, ale nie tę. Nie chciał mieć tej. Nie chciał pisać do jego rodziny, że zginął na polu bitwy, mając świadomość, że to on go zabił. Z głośnym krzykiem zeskoczył z niego, na czworakach oddalając się od niego na niecały metr. Czuł przylegającą do brzucha koszulę, która najwyraźniej zaczęła nasiąkać jego własną krwią i musiał zacisnąć powieki, by się uspokoić na tyle, by doszedł do niego racjonalny głos. Nie mógł go zabić, ale musiał go upokorzyć, by nigdy więcej... Uśmiechnął się pogardliwie. Mógł go najpierw upokorzyć, a potem mógł go zabić każdy inny, a on nie będzie miał z tym nic wspólnego. Mógł go zostawić tutaj samego. Otworzył powieki, z ulgą zauważając, że powróciła mu ostrość widzenia i w tym samym momencie zemdliło go i pot zrosił mu czoło, gdy zaatakowała go fala bólu. Z wysiłkiem zmusił się, by nie dać po sobie znać, że kurewsko napierdalało. Pomacał się po lewej stronie pleców i zacisnął zęby. Kula przeszła na wylot. Dwóch żołnierzy podbiegło nagle i chwyciło go pod pachy, by go podnieść z ziemi i aż rozszerzyły mu się oczy, gdy mu przed nimi pojaśniało.
- Vierbuchen. Gehrling. – wydusił, starając się zabrzmieć tak jak zawsze, wyraźnie i władczo, ale nieszczególnie mu to wyszło. Czy to on tak rzęził? Kolejni żołnierze stanęli obok niego, patrząc na niego, skinąwszy mu głową i przeszło mu przez myśl, że to dziwne, że go nie dobili za jego zachowanie. W końcu nie był najmilszym oficerem, jakiego było im dane poznać i był pewien, że nikt nie żywił do niego jakichkolwiek ciepłych uczuć. Ale oni patrzyli na niego, czekając na rozkaz, więc przestał się już zastanawiać, kiedy to nie miało sensu. I tak kurewsko napierdalało. – Zróbmy taki układ, że jeśli wy zrobicie z nim porządek, ja pozwolę wam wziąć facetów do burdelu przy następnej eskapadzie. – rzucił niedbale, wskazując podbródkiem na plamę, która musiała być Schäferem, a której nie rozpoznawał przez coraz bardziej zamazany obraz. Ból przyprawiał go o tak silne mdłości jak ostatnim razem, kiedy wymieszał alkohol i nastąpiła reakcja zwrotna. To by było naprawdę złym pomysłem, gdyby teraz zwymiotował przy swoich ludziach. Z drugiej strony lepsze to, niż utrata przytomności. Nie, on nie mógł zachowywać się jak ciota. Jakkolwiek to brzmiało wobec jego żołnierzy, których bardziej interesowali mężczyźni.
- Panie poruczniku, może najpierw powinien się pan oddać lekarz...
- Gehrling, kurwa, idziecie na taki układ, czy nie? – przerwał zniecierpliwiony krótko ostrzyżonemu brunetowi, a tamten drgnął. Ciemno, robiło mu się kurewsko ciemno przed oczami. Musiał się pospieszyć, zanim zrobi scenę przed ludźmi, zacznie zawodzić z bólu, czy cokolwiek, co zrobi mu poważną wyrwę w honorze, który i tak już został naderwany. Ta adrenalina zbyt szybko go opuściła, och, czuł się fatalnie. Fatalnie...
- Mamy zrobić to, co on zrobił pana... kobiecie?
Ledwo zrozumiał, o czym on do niego mówił. Zorientował się, że trzymał go Georg i lekarz, który dociskał do żeber rękę, chcąc zatamować krwotok. Czyżby aż tak się z niego lało? Pokiwał głową i było mu tak cholernie źle, że nie mógł już tego dłużej znosić. Czuł, że był blady na twarzy i jakoś tak... Chciał zobaczyć, co się stanie z Schäferem, chciał... A potem zrobiło mu się jakoś tak miło na myśl, że jego żołnierz nazwał ją jego kobietą.

- Musimy wracać do bazy, została nam niecała godzina, by dotrzeć na miejsce, do kurwy nędzy! – warknął Listing, gdy ciężar ciała jego przyjaciela znacznie się zwiększył, a jego głowa opadła bezwładnie, gdy stracił przytomność. Pierdolony Schäfer! – Zbieramy się! – dał znak lekarzowi, by się odwrócić i zaciągnąć Kaulitza do ciężarówki, by tam go jakoś opatrzyć. Niepotrzebnie wciągnęli się w tę rozgrywkę między nimi, tracili tylko cenny czas!
- Sierżancie Listing, a co z Schäferem? – usłyszał za plecami i przeklął pod nosem. Nienawidził momentów, kiedy zostawał sam na sam z rozkazami i pech chciał, że zawsze wtedy coś działo się z Kaulitzem! Czy ten gnojek nie mógł trzymać się z daleka od pocisków?! Był wściekły. Bardziej na Schäfera, jak się po chwili okazało, bo było już mu kurewsko obojętne, co się z nim stanie. On sam nie mógł przełknąć tego, co zrobił z tą niewinną dziewczyną, choć był tak nieczuły na widok tych wszystkich zgwałconych kobiet w burdelu. I liczyła się jakaś lojalność, do kurwy nędzy!
- Powiemy porucznikowi, że spełniliście jego oczekiwania względem układu. – rzucił, nie odwracając się do tyłu i wziął głęboki oddech, zbierając się w sobie, by wypowiedzieć te słowa, których nigdy nie spodziewał się użyć wobec człowieka, który był kiedyś jego bliskim przyjacielem. Wzdłuż kręgosłupa przepłynął mu dreszcz i poczuł dziwną falę mdłości. Wiedział, że to będzie jego największy grzech i nie sądził, że Bóg mu to wybaczy, gdy już się z nim spotka twarzą w twarz. – Pozbądźcie się go. – oznajmił pewnie, choć wcale nie był pewien. Prawda była taka, że była wojna i należało podejmować czasami trudne decyzje, z którymi nie musiało się zgadzać. Tylko kto powiedział, że prawda uwalniała od poczucia winy?
Z pomocą Katza – lekarza polowego i kilku żołnierzy udało mu się wciągnąć przyjaciela do ciężarówki, gdzie Kaulitz natychmiast został ułożony tak, by móc zatamować krwotok. Bardzo duży jak na zwykły postrzał...
- Przestrzelona śledziona. – mruknął Katz i Listing na nowo się spiął na myśl, że czas naprawdę się liczył w tym cholernym przypadku. Od momentu, kiedy ta Polka do nich trafiła, wszystko kręciło się wokół niej. Wszyscy o niej gadali, wszyscy się na nią gapili, już pomijał reakcje nieprzytomnego Kaulitza... To się musiało źle skończyć, każdy to wiedział. A teraz ten debil tu leżał i jeszcze trochę, a stwierdzi, że „leżał i umierał na jego oczach”... Drgnął gwałtownie, gdy w uszach zadźwięczał mu strzał. Już po wszystkim. Stał się dokładnie tak samo zdegenerowany jak jego przyjaciel i szlag trafił całą przeszłość, którą przeżyli jako zgrany zespół. Szlag trafił wszystko. Schäfer nie żył, a przed tym zdążył mu postrzelić pieprzonego Kaulitza. Zacisnął zęby, zmuszając się do opanowania.
Nienawidził wojny, po prostu, kurwa, nienawidził.

~~~~

PS, zapomniałabym!
Serdecznie dziękuję Ewelinie za pomoc przy sprawach medycznych, których z lenistwa nie ogarniam jak należy! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3

Sparkle - No, zabiłam xD I jestem z siebie dumna :D
Klaudia L - Pomysł miał być zrealizowany, ale mi Kaulitz padł, więc jakoś wykonanie nie wyszło. Odizolowany pacjent to po prostu odizolowany pacjent tak swoją drogą. To nie jest Tom xD
Ewelina - Tanja ma jeszcze coś do zrobienia w swoim życiu, więc nie mogę jej przedwcześnie uśmiercić!
Kasiek56 - Wygląda na to, że tylko Tobie nie żal, że Gustav padł. Jeszcze poczekam na zjebę od Vergessen Engel xD I tak, popamięta xD
Oliv - Wytrzymał tak długo, bo był na haju adrenalinowym, jeśli można to tak nazwać. I Hagen pewnie by nie odpuścił, gdyby nie to, że musieli się trochę pospieszyć z akcją ratowniczą <3 Co do relacji Kaulitzów - słusznie dedukujesz, ale w dalszym ciągu milczę na ten temat xD To była po prostu ofiara wojenna ^_^ A co do teorii na temat nazwania Pii jego kobietą - również podzielam. Po prostu w jego uszach to musiało fajnie zabrzmieć. Na zasadzie, że nieważne, że tak naprawdę ona wcale nie uważa się za jego zdobycz, ale on tak sądzi, tym bardziej ludzie tak sądzą, więc jest klawo i samcza duma rośnie w siłę xD Czekanie do czwartku i uwierz, każdy autor się ślini, gdy dostaje długie komentarze, więc jeśli Ci się chce, możesz mi je pisać na stronę A4 XD
*Powodzenia na matmie nie tylko Tobie, ale wszystkim maturzystom, bo coś ich tu dużo :D
I tak, zwalmy na Pię, tym razem bohaterka mi po bandzie jedzie ze swoją zrytą banią xD
Claudia K. - Pia kamienny hardcore, bardziej się interesowała Kaulitzem i trzymała widelce na wodzy xD Kogoś musiałam uszkodzić. Nie no, tak naprawdę uszkodziłam go, bo mi pasowało do kolejnej wizji, która zresztą będzie w kolejnym rozdziale. Musiałam jakoś to dopasować.
Sternschnuppe - Słusznie Ci się wydajesz, Kaulitz w tym przypadku jest aż nazbyt oczywisty xD No i przecież Klaus od samego początku był skazany na śmierć, tylko o tym nie wiedział... xD I może kiedyś napiszę książkę. A może nie xD
Asia - Spoko, aż tak dużo wątków morderczych raczej nie będzie. A może...
Edyta - W głowie Pii jest chaos, u niego to przynajmniej znośnie poukładane jest. Po pierwsze - chce dupczyć, po drugie - chce zabijać, a po trzecie - chce dupczyć i zabijać i chronić. Taka sytuacja xD No i tak, Pia może się nim opiekować xD I ej, szaleję w bezpieczny sposób :D
PS, nie było czasu na dupczenie Gustava. A szkoda.

12 komentarzy:

  1. E... Aha.
    No ale Gustava, noooo?...
    Skomentuję po maturach, czy coś, teraz jakoś nie bardzo mam wenę na pisanie komentarzy, a poza tym zabiłaś mi Gustava!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję bez bicia, że nie skupiłam się na narracji Pii tylko Kaulitza. Miła odmiana. Jedynie na chwilę zatrzymałam się na jej "złych przeczuciach" - i nie myliłam się, coś mu się stało. Jak już piszesz takie coś, to nie będzie to nic miłego. Czkałam na rozlew krwi, ale...no nie jego. Nie Porucznika. Fakt, wkurwił mnie tym, że macza kija w Tanji i zachowuje się jak dureń w stosunku do Pii, ale aż tak źle mu nie życzyłam. Przestrzelona śledziona - dla mnie chyba każde słowo lekarza brzmi jak wyrok, dlatego ich nie lubię. Znowu zawiodłam się na akcji z Schaferem. Pomysł tych żołnierzy był...ciekawy i żałuję, że nie został zrealizowany. Nie chce mi się wierzyć, że pozbyli się Gustava i mam wrażenie, że on wróci.
    I co teraz będzie? Chyba sporo będzie nieprzytomny, a Tanja i Pia pozabijają się, gdy będą nad nim skakać.
    I tak sierżancie, zgadzam się z tymi słowami. Szlag trafił wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, a, a, coś złapałam. Odizolowany pacjent...to może być ciekawe...

      Usuń
  3. o kurwa... przez cały odcinek trzęsły mi się ręce... śledziona , huh ? Czyżby w mózgu porucznika coś zaskoczyło na miejsce po nazwaniu Pii jego kobietą? czyżby odizolowany pacjent to drugi z bliźniaków? chyba muszę przeczytać odcinek jeszcze raz, by dotarła do mnie jakość... dawaj szybciutko 22, błagam.
    niech tanja ma jakiś wypadek czy cokolwiek nie znoszę babska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jebie, wkoncu chuj dostal to, co mu sie nalezalo. Biedny porucznik, wslcz by wrocic do swojej kobiety. Georg ma jaja, byl w stanie zrobic to czego nawet porucznik nie potrafil. Ladnie ladnie czekam co bedzie dalej. Ps. mam nadzieje, ze Ta larwa Tanja jeszcze popamieta nasza Pie:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm... A ja powiem tak Kaulitz i tak jest wytrzymałą bestią, bo w normalnych okoliznościach powinnien zemdleć jeszcze wcześniej ;D hmm... Brawa dla Hagena za Klausa, tylko mógł mu nie odpuszczać zabawy z par.ą gejów ^^. Hmm... Kaulitzowi miło, że ktoś nazywa Pię jego kobietą? Ciekawe. Zapamiętam. (I pewie znowu uknuję jakąś teorię a co mi tam :D). Kierowco terasz jak najszybciej do spzitala i to w podskokach.

    Zastanawia mnie dalej gdzie w ty wszyskim jest Tom. Ta teoria Eweliny jest całkiem ciekawa i nawet sensowna, ale jednak wtedy Kaulitz pewnie by siedział pół dnia u bliźniaka. Więc raczej nie. Raczej Kaulitz nr 2 musi być względzie zdrowy, o by Kaulitz 1 (zwany też porucznikiem) co chwilę wydzwaniał czy wszystko ok. ale nie wiem. Oni są jacyś nieogarnięci i mają swój własny świat, swoje własne zachowania etc.

    Raczej stawiam, że ten pacjent to wcześniej ofiara pana K. Albo po prostu ofiara wojenna.

    Hmm... A teraz czas na moje dziwne teorie. Dzisiaj o nazwaniu Pii kobietą Kaulitza.

    No więc dla osób z boku moż to nawet tak wyglądać, a porucnikowi zrobiło się miło, że ktoś ją nazwał jego kobietą, gdzyż stwierdził, że inni potwierdzają jego teorię, że Pia jest jego własnością i całe to wydarzenie ma pewnie albo wale, albo mało wspólnego z uczuciami. Ale to tylko takie moje rozmyślania. Bo gdyby chodziło o uczucia to to by było za proste.

    Brawa dla mnei. Zamiast odpoczywać (wzgldnie powtarzać) przed maturą wymyślam dzine teorie spiskowe i analizuję Kaulitza/Kaulitzów. I przepraszam, że zmuszam cię do czytania tak długiego komentarza ;) To teraz czekanie do czwartku czy niekoniecznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeah! Mam pozwolenie na długie komentarze :D To do następnego odcinka postaram się napisać na stronę A4 ciekawe czy mi się uda. Swoją drogą u Pii ten syndrom sztokholmski zaczyna osiągać zaawansowane stadium ale lubię to w niej o.O Albo ze mną coś jest nie tak, albo z Pią. Zwalmy na Pię i tyle ;) Także ten. No po maturach będę jakoś trochę aktywniejsza chyba i spodziewaj się dłuuugich komentarzy i życz mi powodzenia na matmie.

      Usuń
  6. Jej myślałam, że Pia rzuci w Tanję talerzem, albo wbije jej widelec w oko, a tu nic haha :D. Wgl uszkodziłaś Porucznika ;) ale się chłop wyliże pewnie :)) i wreszcie zrobiłaś porządek z Gustavem ^^ I ja, jakie emocje :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziała, wiedziałam, że komuś coś się stanie i że to będzie Kaulitz. Ale że Klausa zabiją to niekoniecznie. Zaskakujesz człowieka :D Kaulitz zgrywa chojraka,a tu nagle bum i ciemno. Tylko niech nie idzie w stronę światła XD Tak na marginesie to Pia się zajmie biednym Porucznikiem, prawda? Słodko by było! :D
    Wgl jak to ładnie brzmi "kobieta Porucznika Kaulitz" :) Zastanawia mnie fakt jaki konkretny użytek chciał zrobić z uroczej współlokatorki :D Cóż wydaje mi się, że łóżkowy XD
    Powinnaś napisać książkę,mówię ci! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ;)) brr az ciarki idą

    OdpowiedzUsuń

  9. O narracja Kaulitza. Ciekawie to wszystko opisałaś, ale jednak chyba wolę wiedzieć, co siedzi w głowie Pii:D Taka tam przewidywalna jestem.
    Nie tylko mógł wrócić martwy, mógł też np. stracić jakąś część ciała:D(ciekawe jaką, nie?) To dopiero byłaby strata. Czytam, a tu nagle postrzał. Na początku myślałam, że to jakieś draśnięcie, a tu śledziona. Anka nie szalej tak, bo jeszcze go przez przypadek zabijesz:D
    Przynajmniej teraz Pia będzie mogła go bezkarnie dotykać, mam na myśli, że może się nim opiekować. Wow to dopiero zabrzmiało.
    Jak zawsze czekam na więcej!
    PS. Dlaczego Gustav nie został przedymany? :( Przecież należało mu się.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. VergessenEngel Cię zajebie, masz rację ^_^
    Nie lubię Cię. :(((((((((

    OdpowiedzUsuń