czwartek, 8 maja 2014

KAPITEL 22

Niespodziewane donośne głosy zza drzwi sprawiły, że otworzyłam gwałtownie oczy, czując tłukące serce w gardle. Zerknęłam na zegarek stojący na nocnej szafce koło łóżka porucznika i zmarszczyłam czoło zdezorientowana, przytykając dłoń do czoła, oddychając głęboko. Było po czwartej nad ranem, słońce dopiero wstawało, rozganiając nocny mrok i długą chwilę zajęło mi zrozumienie, że najwyraźniej Kaulitz i jego żołnierze wrócili z misji. W pierwszym odruchu chciałam się zerwać, ubrać się i wyjść na jego poszukiwanie, ale gdy już się odkrywałam, dotarło do mnie, że to było całkowicie idiotyczne posunięcie. A co jeśli spotkałabym gdzieś Schäfera? Już pomijałam fakt, że przecież nic mnie nie łączyło z porucznikiem, więc nie miałam prawa zachowywać się w taki sposób. Potrzeba jednak nie pozwoliła mi zmrużyć oka i tak w wegetacji przetrwałam dwie godziny, z minuty na minutę coraz bardziej się denerwując tym, że jeszcze nie dotarł do pokoju. Przecież był wczesny ranek, co go zatrzymywało przed pójściem spać? Nie miałam dobrych przeczuć, ale starałam się zachować spokój, bo w końcu kim ja byłam, by panikować? Tanja powinna się martwić, nie ja. Ja byłam tylko... tylko Pią, która spała u niego w pokoju. Nie mogłam leżeć. Wzięłam prysznic, zrobiłam ze sobą co trzeba, by jakoś wyglądać mimo problemów ze snem i wciąż posiniaczonym policzkiem, ubrałam się w suche już jeansy i koszulkę. Gdy wyszłam z łazienki, zrobiło mi się dziwnie niewygodnie na myśl, że było już po siódmej, a jego wciąż nie było. Dlaczego mnie to obchodziło, do cholery? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie, że chciałam wylądować z nim w łóżku? To byłaby fizyczna bliskość, nic poważnego. Prawda?...
Wspięłam się na parapet, wyglądając znajomej twarzy, ale nikogo nie było. Źle się czułam. Może to była tylko głupia i naiwna ciekawość, ale nie mogłam jej opanować. Co miałam zrobić, żeby czegokolwiek się dowiedzieć? Przecież nie pójdę i nie spytam... Kręciłam się bez celu po pokoju, przyglądając się uważnie wszystkim jego rzeczom. Widziałam jakieś zapisane kartki, jakieś dokumenty na biurku, uznałam, że miał przyzwoicie ładne pismo, zazgrzytałam zębami, patrząc uporczywie na drzwi. Mógłby wejść. Mógłby mnie opieprzyć, że grzebałam w jego rzeczach. Niech to szlag! Czy tak ciężko było wziąć pod uwagę, że mogłam się martwić o to, czy zostanę tutaj sama i mnie zabiją, czy mój wybawca jeszcze żył?! Już nawet nie wiedziałam, czy zaczynać się bać, czy wściekać. Kolejny poziom szału, na który wstąpiłam, wcale nie przynosił ulgi, choć rozum mi podpowiadał, że nawet nie powinnam była tego oczekiwać. Mógłby przyjść, powiedzieć mi, że zabił moich rodaków, że mnie nienawidzi, że powinien mnie zabić... Cokolwiek! W zamian wydeptywałam ścieżkę na podłodze, próbując wymyślić powód, dla którego miałabym wyjść na zewnątrz; powód, który byłby ważniejszy niż Schäfer, który mógłby... Nie, nie myśl o tym.Nie znalazłam niczego, czego mogłabym się chwycić, do cholery. Miałam ochotę zacząć czymś rzucać, ale nawet nie miałam niczego pod ręką. Nawet sejf był zamknięty, nie mogłam wystrzelić z pokoju, by nawet kogokolwiek zaatakować. Nie żebym miałam na to ochotę. Do czasu, aż było już po ósmej, żołnierze pewnie jedli śniadanie, ja chodziłam wściekle po pokoju, a moje dłonie dosłownie dygotały. Może byłam głupia i miałam zbyt wysokie mniemanie o sobie, ale Kaulitz nie zostawiłby mnie bez jedzenia, bo zawsze się upewniał, że nie byłam głodna! Do cholery, co się działo?!
Zatrzymałam się gwałtownie, gdy nagle usłyszałam wsadzany klucz w zamek i rozejrzałam się gorączkowo, by podejść w takie miejsce, które nie zdradziłoby, że polerowałam kapciami panele w nerwach. Nie zdążyłam jednak w zaskoczeniu cokolwiek zrobić, bo drzwi się otworzyły i stanął w nich Hagen, zbijając mnie swoją osobą z pantałyku. Co, do cholery? Gdzie Kaulitz?! Spojrzałam na niego podejrzliwie i wcale mi się nie spodobała jego ponura mina. Coś się stało. Niech mnie szlag trafi, nie byłam pieprzonym jasnowidzem, ale nie musiałam mieć takich talentów, by wiedzieć, że coś się stało!
- Jesz śniadanie w stołówce, czy przynieść ci coś tutaj? – spytał, nie siląc się na jakiekolwiek powitanie. On chyba kpił ze mnie, myśląc, że przyjdzie tu po takim czasie i tak po prostu zacznie gadać o jedzeniu? Nawet nie opanowałam swoich odruchów i tego, że w głowie miałam chaos. On miał informacje, których ja byłam złakniona. Musiałam wiedzieć. Natychmiast.
- Gdzie Kaulitz? – odparowałam, skrzyżowawszy ramiona. Zmrużyłam oczy, bacznie go obserwując i wiedziałam, że byłam aż absurdalnie natarczywa ze swoją postawą, ale miałam to gdzieś. Gdyby nic się nie stało, w tych drzwiach nie stałby Listing. Chyba nie myślał, że mógłby mnie okłamać?
Hagen zacisnął usta w cienką linię i przez chwilę gapiliśmy się na siebie w milczeniu, co upewniło mnie, że miałam rację. Coś było nie tak. Pytanie było tylko, czy powinnam dać upust swoim emocjom i wyciągnąć od niego, co się tylko dało, czy udawać, że mnie to nie interesowało? Och, cholera, jak ja miałam to zrobić?
- Na stole operacyjnym. – odparł, wzdychając głęboko, a zrobiło się nagle zimno, choć czułam, że skoczyło mi ciśnienie. Na stole operacyjnym! Miałam ochotę zakryć dłońmi twarz, by nie widział tego, że narastała we mnie panika, ale nie poruszyłam się ani o centymetr w jakąkolwiek stronę. Pieprzone złe przeczucie się sprawdziło! Niech to szlag, niech to szlag trafi wszystko! Co ja miałam teraz zrobić? Jak się zachować? Powinnam pójść, powinnam...? – Więc co z tym śniada...
- Twój przyjaciel jest operowany, a ty mówisz mi o pierdolonym śniadaniu, jakby cię to w ogóle nie ruszyło? – wydyszałam, nie mogąc się opanować. Miałam gdzieś, że być może chlapnęłam za dużo. Moje dłonie drżały tak, że docisnęłam je do siebie jeszcze bardziej. Nie chciałam, by to widział, ale zdawałam sobie sprawę, że zachowywałam się niepoprawnie.
Hagen się nachmurzył i dostrzegłam, że jego dłoń mocniej zacisnęła się na klamce, bo kłykcie mu zbielały. Wiedziałam, że popełniłam błąd, ale oni wszyscy tak często zdawali się ignorować ludzkie uczucia... Potrzebowałam wiedzieć, że wszystko było w porządku. Tylko tyle.
- Zdaję sobie sprawę, że niewiele wiesz o tym, jak wygląda tutaj życie. – zaczął gorzko i moja narastająca panika chwilowo zamieniła się w wyrzuty sumienia. Zapomniałam, że to był Hagen, który trzymał się od wojny z daleka. Zapomniałam, że mi pomógł, że mnie nie oceniał. Zapomniałam, że był człowiekiem. – Ale to nie znaczy, byś w swojej ignorancji wydawała osądy, które nijak mają się do rzeczywistości. – prychnął, potrząsając głową, a ja zauważyłam, że kręcący się żołnierze, obserwowali nas, mijając wejście do pokoju. Było mi głupio. Znowu. – Ironia polega na tym, że on leży na stole operacyjnym przez to, że Schäfer go postrzelił. – dodał, wbijając wzrok gdzieś obok mnie. – Gadał o tym, co ci zrobił, Kaulitza poniosło, chciał mu wpierdolić, tamten się potknął i go postrzelił, więc...
- Więc to moja wina. – dokończyłam za niego i krew odpłynęła i z twarzy i z dłoni, i zadygotałam. – Boże...
- Chodź na śniadanie, potem zaprowadzę cię na... – urwał, marszcząc czoło, jakby nagle w coś zwątpił. Mnie to nie interesowało. Nie byłam głodna. Chciałam pójść i już teraz wiedzieć... To musiało być złe. Za bardzo mnie to obchodziło, kiedy nie powinno, ale w tej sytuacji to była ostatnia myśl, która powinna mną kierować.
- W jakim był w stanie? – spytałam i ruszyłam do przodu, nie chcąc tracić czasu. Listing oderwał się od drzwi i znaleźliśmy się na korytarzu. – Kiedy operacja się zakończy? Mogłabym już teraz tam pójść? – zignorowałam fakt, że brzmiałam na zbyt zaabsorbowaną sprawą. Chciałam tylko wiedzieć...
- Stracił dużo krwi, Schäfer postrzelił go w śledzionę, a Maria mówiła, że uszkodził żebro, ale mówiła też, że z tego wyjdzie, więc nie trzeba się tak bardzo przejmować. – mruknął, kładąc dłoń na moim ramieniu, aż prawie podskoczyłam i dopiero wtedy zreflektowałam, że wystrzeliłam jak z procy, a on zmusił mnie, bym zwolniła. Wciąż było mi tak cholernie zimno, że nie mogłam przestać dygotać i z jakiegoś absurdalnego powodu chciało mi się płakać. Dlaczego ten człowiek tak za mną się wstawiał? Byłam Polką, byłam jego wrogiem, których uwielbiał zabijać, więc... – Schäfer nie żyje. Pomyślałem, że chciałabyś to wiedzieć. – usłyszałam po chwili jego zatrważająco pusty głos i łzy napłynęły mi do oczu. Nie dlatego, że byłam bezpieczna, nie. Zatrzymałam się gwałtownie, odwracając się do Listinga i nie bacząc na to, co to wszystko oznaczało i na to, że inni widzieli, zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go do siebie, by go mocno przytulić. Jego ciało zastygło, jakby jego właściciel został zaskoczony, ale ja miałam w głowie to, że oni kiedyś wszyscy się przyjaźnili, byli dla siebie bliscy. I wiedziałam, że byłam ostatnią osobą, która powinna pocieszać byłego basistę, ale nie mogłam się opanować, wiedziałam, że w głębi musiało mu być źle, a kto miałby mu dodać tutaj otuchy? – Wszystko w porządku? – spytał, powoli mnie obejmując.
- Przepraszam. Wiem, że to wszystko moja wina i wiem, że nie powinnam żyć i wiem... – urwałam, gdy załamał mi się głos. Łzy spłynęły po moich policzkach, dając świadectwo mojego poddania się. To było zbyt trudne. Zbyt bolesne dla wszystkich, by przejść obok tego tak obojętnie, jak każdy inny to robił. I wiedziałam, że Tanję nic nie obchodziło w takim momencie i...
- Nie przepraszaj. To wojna. – odpowiedział cicho. – Takie rzeczy dzieją się na porządku dziennym. Było, minęło, Pia. Chcesz potem pójść i sprawdzić, co z nim?
- Tak. – odparłam tylko i odsunęłam się od niego, ścierając zamaszyście łzy. Chciałam się do niego uśmiechnąć, ale w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że nie byłam do tego zdolna. Po prostu odwróciłam się na pięcie i ruszyłam, myśląc o tym, że znowu przekroczyłam jakąś granicę w kontaktach, której nie rozumiałam.

Stałam z założonymi na piersiach rękoma, czując się wyjątkowo dziwnie z faktem, że czekałam, aż Kaulitz się wybudzi, jakby był kimś ważnym dla mnie, dla mojego samopoczucia. Byłam na siebie zła i stałam z naburmuszoną miną, usilnie starając się nie zwracać uwagi na lekarzy i pielęgniarki, których wcześniej nie widziałam na oczy, a którzy gapili się na mnie podejrzliwie, jakbym tylko czekała, aż znikną i wejdę do Kaulitza, bo go zabić. I co ja takiego robiłam? Czułam się tak, jakbym go pilnowała. Nawet Maria mówiła, że nie było sensu, bym tam stała, czy nawet siedziała, bo jeszcze minie dużo czasu, zanim się obudzi, a tym bardziej, zanim będzie można z nim porozmawiać. Ale, do cholery, ja wcale nie chciałam z nim rozmawiać, ja po prostu chciałam wiedzieć, że będzie z nim wszystko w porządku, że wróci do zdrowia, by znów mi robić mętlik w głowie i tyle. Zdawałam sobie sprawę, ze zachowywałam się nielogicznie, ale czy to miało jakieś znaczenie, kiedy on leżał tam zupełnie nieprzytomny, a ja miałam świadomość, że już mi nic nie zagrażało i mogłam tutaj stać i patrzeć? Ani razu nie widziałam Tanji, czego nie mogłam pojąć rozumem. Wiedziałam, że byli tylko kochankami, może nawet nie należało zastosować takiego określenia w tym przypadku, ale przecież nawet ja się interesowałam! A co z jej „obsesją”? Czy to nie oznaczało, że powinna była otaczać go nadmierną troską? To wszystko było takie dziwne...
W międzyczasie zostałam zabrana na obiad, podczas którego milczałam w równym stopniu co podczas śniadania i nawet nie zwracałam większej uwagi na to, że nikt się do mnie nie doczepiał. Żołnierze nie wyglądali, jakby przesadnie martwili się stanem swojego porucznika, ale w końcu w pełni do mnie dotarło, że naprawdę już nikt nie miał zamiaru zrobić mi krzywdy. Nie wiedziałam, do czego to zmierzało, ale czy to było ważne, kiedy cholerny Kaulitz... Więc potem wróciłam do oczekiwania, siedziałam na krześle, dociskając kolana do klatki piersiowej, a Maria z wymalowaną troską co jakiś czas zaglądała do jego sali, aż w końcu postanowiła tam zostać, siedząc na krześle i przyglądając mu się. Wtedy dostrzegłam, że to była jedna z niewielu osób, której zależało na tym, by wszystko było z nim w porządku. Otaczała babciną opieką tego mężczyznę w podobny sposób co mnie i sama nie wiedziałam, który przypadek był bardziej irracjonalny. Mnie nie znała, byłam jej wrogiem, ale on... On był zły, chłodny i szedł do celu dosłownie po trupach. Nie traktował Marii źle, ale jego zachowanie w stosunku do niej nie było zbyt ciepłe, a właściwie to wcale takie nie było. Więc dlaczego właśnie tak do nas podchodziła? Lekarz też wchodził do pokoju kilka razy, przyglądał się monitorom, które nadzorowały pracę jego serca, innych nawet nie rozpoznawałam. Zapisywał coś na karcie, która zwisała z łóżka, na którym leżał porucznik, zamieniał kilka słów z Marią, a ja siedziałam na korytarzu jak ostatnia kretynka. A co, jeśli dojdą do niego słuchy, że byłam tutaj prawie cały dzień? Wzdrygnęłam się na tę myśl i na to, co mógłby powiedzieć, ale nie zdążyłam się namyślić, czy lepiej odejść i udawać, że jednak mnie nic nie obchodziło, czy zostać i olać sprawę, bo ręka Marii wylądowała na czole Kaulitza, a jej twarz złagodniała, na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Serce zabiło mi mocniej i wyciągnęłam szyję, by przyjrzeć się, co się dokładnie działo i zrobiło mi się gorąco, gdy dostrzegłam, że jego oczy były przymrużone. Nie spał. Obudził się. Zalała mnie tak ogromna fala ulgi, że aż odetchnęłam głośno. Miałam ochotę poskoczyć, wbiec do sali i go wyściskać, ale rozum mi w porę podpowiedział, że wtedy bym znacznie przegięła. Objęłam kolana i wydęłam wargi, obserwując każdy jego ruch. Minęło kilka minut, a Kaulitz stał się bardziej energiczny. Sprawdził coś pod kołdrą, zapewne zaszytą ranę, potem zaczął rozmawiać z Marią, potem coś innego przykuło jego uwagę i skończył na rozglądaniu się po pokoju ze zmarszczonym czołem. Mówił dużo, ale nie potrafiłam nic odczytać z ruchu jego warg. Maria głaskała go po głowie, czasami po policzku i wyglądała na skonsternowaną i zmęczoną. O czym rozmawiali? W tym momencie porucznik wcale nie przypominał bezwzględnego mordercy, co mnie samą dezorientowało. Chciałam wiedzieć, co się działo i byłam bliska wściekłości, gdy dotarło do mnie, że chciałam być częścią jego życia, która umożliwiałaby wejście w każdy aspekt jego jestestwa. Jego stan doprowadzał mnie do szału. Gdyby nic mu nie było, ja wcale nie miałabym takich myśli, do cholery.
Minuty mijały, bardziej ciągnęły się w nieskończoność. Może powinnam poinformować Listinga o tym, że Kaulitz już był z powrotem w tym świecie? Szybko porzuciłam ten pomysł, nawet nie wiedziałam, gdzie teraz mógł się podziewać. Byłam zmęczona tym całym oczekiwaniem na cokolwiek, ale nie miałam siły odejść w takiej chwili. Ziewnęłam. Brak snu zaczynał do mnie wracać jak bumerang rzucony w nicość i świadomość, że on będzie spał tutaj, a ja w pokoju, była odrobinę absurdalna. A może to była jakaś inna odmiana syndromu sztokholmskiego? Byłam jakaś dziwna. Ale szybko porzuciłam zastanawianie się nad takimi rzeczami, gdy Maria nagle wstała i skierowała się do wyjścia z miną, której nie potrafiłam rozszyfrować. Chciałam wstać, gdy dotarło do mnie, że wtedy Kaulitz mógłby mnie zobaczyć i mogłabym się narazić na niepotrzebne komentarze z jego strony. Zmarszczyłam czoło, gdy wyszła na zewnątrz i odetchnęła głośno i przeciągle. Wtedy spojrzała na mnie, jakby sobie przypomniała, że siedziałam tutaj którąś godzinę z rzędu, ale jej mimika się nie zmieniła.
- Idę po wodę, nie wchodź tam. – oznajmiła nieobecnie i, choć nie miałam najmniejszego zamiaru tam wchodzić, chciałam zapytać, dlaczego nie mogłam. Nie zdążyłam jednak, bo Maria natychmiast odeszła, zostawiając mnie samą. Któryś raz z kolei zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc. Dotarło do mnie tylko to, że nie byłam tutaj potrzebna, więc mogłam wrócić do pokoju, choć nie napawało mnie to jakąś szczególną radością. Siedziałam tutaj na nic, więc w ogóle po co to robiłam? Byłam głupia. Wstałam, rozprostowując nogi, wyprostowując nogawki i wyprostowałam się. Spojrzałam w kierunku, w którym poszła Maria, upewniając się, że dobrze robiłam i już miałam wycofać się do pokoju, gdy zerknęłam jeszcze w okno, które oddzielało mnie od Kaulitza i poczułam, że zaczęło mi się robić gorąco. Porucznik patrzył dokładnie na mnie, mrużąc oczy. Niech to szlag. Pewnie się domyślił, że tu siedziałam dłużej, niż powinnam. Żachnęłam się mimowolnie, gdy niespodziewanie machnął na mnie ręką, każąc mi najwyraźniej do niego wejść. On chyba nie miał tego na myśli poważnie? Przecież przed chwilą Maria mi zabroniła tam wchodzić. Moje zawahanie musiało go zdenerwować, bo znów machnął ręką, a jego usta zacisnęły się w cienką linię. Czy to było normalne, że po obudzeniu człowiek był w takim rześkim stanie? A może wcale tak nie było? W końcu za szybą mogło to wyglądać inaczej. Cholera, za bardzo chciałam usłyszeć, jak się czuł, by posłuchać Marii tak po prostu. Nabrałam powietrza i ruszyłam do drzwi, by je otworzyć i wejść do środka. Zwariowałam. Po co się tutaj pojawiłam, skoro...
- Musisz stać po mojej stronie. – oznajmił mi schrypniętym głosem, ziewając głośno. Nie wiedziałam, czy podejść do niego bliżej, czy trzymać się na dystans, więc, gdy tylko zatrzymałam się na środku pokoju, postanowiłam tam pozostać.
- Słucham? – nie rozumiałam, co miał na myśli, ale to w sumie nie było niczym nowym.
- Moi żołnierze uznali cię za moją kobietę, więc skoro jesteś moja, stoisz po mojej stronie, bardzo logiczne. – przymknął na chwilę powieki, znów ziewając. – Logiczne, nie? Maria zakazuje wszystkim wchodzić, bo pierdolę bez sensu. Dużo pierdolę, tak. – pokiwał głową, a ja dopiero zauważyłam, jak dziwnie wyglądała jego twarz, tak pozbawiona kolorów, jakby ktoś je z niego zmył. Zaraz. Jaka jego kobieta? – No więc ja mówię... – urwał, gdy nagle w sali pojawiła się Maria i zmierzyła mnie z zaciętą miną. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, czując się głupio, że zignorowałam jej zakaz. – Wooda! – odkaszlnął i jęknął głośno. – Ale, kurwa, ciągnie. I chce mi się spać. I... – ziewnął kolejny raz, przyjmując plastikowy kubeczek od Marii. – I zapomniałem, co chciałem powiedzieć. O czym mówiłem, jak tu weszłaś?
Zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem, ale zanim cokolwiek powiedziałam, do konwersacji włączyła się Maria.
- Bill, wystarczy, że ja muszę się z tobą użerać w takim stanie, daj Pii spokój.
I byłam oniemiała. Minęło ponad pół miesiąca, a ja w końcu dowiedziałam się, jak ten człowiek miał na imię! Tak! Warto było tutaj wejść! Dzięki temu nie będę musiała kończyć w niewygodnej pozycji, do której byłabym zmuszona, pytając o to, jak on się nazywał. I poczułam się lepiej.
- Więc obie będziecie się ze mną użerać. Mnie tam to wisi. – wydął wargi, oddając opróżniony do połowy kubeczek Marii. – Złośliwy chuj ze mnie. – wyszczerzył zęby, a gdy parsknął śmiechem, znowu się skrzywił. – Ale wszystko jedno. – mruknął, nie przestając ziewać i zaczęłam się zastanawiać, co ja tu robiłam i czemu on jeszcze nie zasnął. – Ja mówię, że Tom, ta mała picza, to pierdolony dezerter, a babcia ciągle mi gada, że on umarł. Stań po mojej stronie i przyznaj mi rację, bo w końcu, kurwa, wiem najlepiej, nie? – zmarszczył czoło, kiedy ja wytrzeszczyłam oczy, a Maria przetarła twarz, wzdychając. – Czy ja nazwałem babcię babcią? – spytał po chwili niepewny. – Ja pierdolę, jaka faza... Ty. – wskazał na mnie palcem. – Nigdy niczego nie słyszałaś, jasne?
- Kim jest Tom? – zmieniłam więc ostrożnie temat, nie będąc przekonana do tego, co było prawdą, a co nie. O Boże. Gdyby ona była jego babcią, to by tłumaczyło, dlaczego oboje się tak zachowywali w stosunku do siebie! O Boże, a ona porównała mnie do swojej córki, czyli jego matki! O Boże, o Boże, o Boże! Miałam ochotę strzelić sobie po twarzy, ale jedyne, co udało mi się zrobić, to opanowanie wytrzeszczu, bo aż zaczęły mnie boleć oczy.
- Laleczko, ty nie mówisz poważnie. Znasz zespół, znasz mnie, a nie wiesz, kim jest mój zjebany brat? – spytał ponuro, unosząc brew, choć po jego minie zdawałoby się, że był to spory wysiłek.
- Bill, nie mów tak o...
- Babcia... nie, zaraz, nie mogę tak mówić, choć mogę, bo mam tak zajebisty rozpierdol w mózgu, że aż boli. A może nie boli. Kurwa...  – jęknął, wbijając głowę w poduszkę i czułam się coraz bardziej nie na miejscu. On był dziwny. – Mam nadzieję, że, kurwa, to teraz czuje. I te szwy ciągną, niech je szlag! – zakrył twarz dłońmi i zaczął coś mamrotać pod nosem. – Maria, możesz jej wytłumaczyć?
Było mi głupio. Miałam poczucie, że nie powinnam być tutaj, kiedy on był w takim stanie, ale najwyraźniej nie miałam wyjścia, więc stałam jak kołek, patrząc na swoje palce, jakbym znalazła w nich coś ciekawego.
- Tom jest starszym bratem Billa. – odezwała się po chwili ciszy Maria stłumionym głosem. – W Grecji, półtora roku temu, mieli misję i był wybuch i Tom zginął...
- Nie zginął, tylko spierdolił. – przerwał jej ponuro Kaulitz. – Mój zajebisty braciszek nie znosił tego, że zabijam z radością, ani tego, że sam musiał zabijać, więc spierdolił w epickim stylu, nie pozostawiając po sobie ani jebanego śladu.
- Wszystko wskazuje na to, że zginął, Bill, proszę...
- Nie znaleziono ciała, tak?! – uniósł się, odrywając dłonie od twarzy i spojrzał na Marię ostro. – Nie znaleziono zasranego ciała!
- Sam wiesz, że wybuch był tak wielki, że kilkanaście osób zmiotło... – urwała, spuszczając głowę. – Nie mam zamiaru się o to kłócić, Bill. Za każdym razem jest dokładnie to samo i tym razem nie mam zamiaru sobie szargać nerwów. – wycedziła i wstała, tak po prostu zostawiając nas samych. Świetnie. Po prostu cudownie!
- Może i innych zmiotło, ale tego dupka to ominęło i, kurwa, doskonale o tym wiem. – wymruczał cicho, mrużąc gniewnie oczy. – Podaj mi wodę. – rozkazał szorstko, a ja, wciąż w szoku, posłusznie podeszłam do małego stolika na kółkach, by podać mu kubeczek. – Siadaj. – wyburczał, więc i to zrobiłam, uważając, by nie zahaczyć o kabelki. Kaulitz znów ziewnął.
Tom jest starszym bratem Billa.
Czy gitarzysta nie był starszy?
Zakrztusiłam się śliną, która nagle w nadmiarze pojawiła się znikąd, nie wierząc, że mogłam popełnić tak karygodny błąd w swoim osądzie. Spojrzałam na twarz porucznika i byłam pewna w stu procentach, że musiałam mieć wyjątkowo głupią minę.
- Więc ty byłeś wokalistą? – spytałam, wciąż kaszląc, nie szczycąc się inteligencją, a on przestał pić wodę, patrząc na mnie w taki sposób, że podrażnienie gardła natychmiast ustało.
- Nie wiedziałaś, jak mam nawet na imię. – odparł i niespodziewanie parsknął śmiechem, natychmiast się krzywiąc najwyraźniej przez szwy. – To jest, kurwa, pojebane. – pokiwał głową z rozbawieniem i ziewnął. – To może i lepiej, że nie zaciągnąłem cię do łóżka wcześniej, bo jak miałabyś zamiar do mnie mówić? „Panie poruczniku”? – znów jęknął, gdy chciał się roześmiać, a moje policzki zalały się czerwienią. – Pojebane. – powtórzył i podał mi kubeczek, który machinalnie odstawiłam. – Jestem Bill. – wystawił rękę w moim kierunku, a ja, patrząc tępo na jego dłoń, doszłam do wniosku, że nie miałam za bardzo innego wyboru, więc uścisnęłam ją, czując elektryzujące sensacje w okolicach brzucha na ten dotyk.
- Miło mi cię poznać. – odpowiedziałam, mimowolnie się uśmiechając. Miał rację, to zdecydowanie było „pojebane”.
- Zrobisz przysługę choremu? – spytał, przybierając nagle zupełnie inny wyraz twarzy i kolejny raz zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc. Nie puścił mojej dłoni, ściskając ją nawet mocniej i sensacje się wzmogły. Jaką przysługę?
- Jakbym miała wybór... – rzuciłam zdezorientowana, a on uśmiechnął się półgębkiem.
- Przysuń się. – rozkazał niskim tonem i wzdłuż kręgosłupa przeszyły mnie dreszcze. Zrobiłam to. – Bliżej.
- Nie mam już...
- Pochyl się.
- Co?
- Pochyl się.
Nie rozumiałam go. Po co miałam się pochylać, do cholery? Może mi chciał coś powiedzieć? Zresztą, czego ja się spodziewałam, kiedy on zachowywał się w taki sposób? Co nie zmieniało w żaden sposób faktu, że chciał ode mnie jakiś głupich rzeczy. Przemknęło mi przez myśl, że mnie ugryzie i prawie parsknęłam na samo wyobrażenie. Odbijało mi.
Pochyliłam się, aż jego twarz znalazła się w odległości kilkudziesięciu centymetrów od mojej i zrobiło mi się gorąco. Boże, z bliska jego twarz wydawała się jeszcze bardziej pociągająca. Aż zmrużyłam oczy, gdy kolejna fala motylków przefrunęła przez mój brzuch. Och, do cholery, czego on chciał?
- Dziękuję za przysługę. – mruknął i chciałam się już odsuwać, uznając, że tylko tego chciał, gdy nagle jego dłoń puściła moją i w nadludzkim tempie znalazła się w moich włosach, przyciągając mnie do jego twarzy jeszcze bliżej i wtedy moje usta zostały zmiażdżone w pocałunku.

~~~~

Diablica Patrycja - Lubię takie grzechy xD Ale w takim razie Pia dobrze myśli, bo jemu nieszczególnie zależy. Takie tam pieprzenie, do którego jeszcze nie doszło xD
Ewelina - Nie, nie mogłabym go tak po prostu uśmiercić, on mi się jeszcze przyda, więc uznałam, że mi zdezerteruje, o xD "Och, panie poruczniku, mocniej, panie poruczniku, dochodzę!" Tak, to by było super xD Postaram się wkręcić!
Sparkle - Ten rozdział jest głupi, dziękuję xD I chyba nie mówisz poważnie z tym, że po tym wszystkim nagrywaliby płytę? To Kaulitza najprędzej po tym wszystkim zamkną, albo zastrzelą, a nie, że na piwo sobie pójdą xD A co do Tanji, to wszystko po kolei xD I tak, przegięłam. Choć jak sobie przypominam Nataszę, to tam wszystko trwało jeszcze dłużej, więc eeelo, nie ma tragedii :D
Sternschnuppe - Spoko, nie musisz pisać nic mądrego, lepiej dla mnie, bo jeszcze nie zrozumiem xD A co do tego, to on tak zawsze po wybudzeniu się, dlatego nikt nie może wchodzić do niego prócz Marii, bo by się za dużo dowiedzieli xD No i dlatego Tanja też ma bana xD No i dlaczego miałby się wkurzyć?
*No wesoła rodzinka, wszyscy się kochają i te sprawy... xD I fakt, kto ogarnia Kaulitza... xD
Shindi S. - To dopiero początek, zanim się w pełni rozkręcą, jeszcze trochę czasu minie. Ale to dobrze, bo Pia przynajmniej przestanie się niestabilnie zachowywać xD
Klaudia L - Jak mogłaś nie zauważyć? Normalnie. Zachowywali pozory, że niby nic, a tu cichaczem połączyli się więzami krwi, czy coś XD Nie masz o kim myśleć na szkoleniach? Choć to ma sens, taka nuda, że lepiej myśleć o czymkolwiek innym, co zabije rzeczywistość XD Widziały te osoby, które powinny zobaczyć xD
*No przecież, że się cieszę, nie widać? Pewnie nie, no ale to już nie moja wina :D Współczuję. BHP zawsze jest nudne w chuj i to chyba już nigdy się nie zmieni o.O Właśnie wyobraziłam sobie, że dostaje chujem w cyce, a one robią puff i nie ma cyców. :D
Vergessen Engel - Ojej, dziękuję xD
Asia - A ten pocałunek to taka osłoda xD
KathyMuaa - Nie, nie trafiłaś. Tanja ma większą misję, niż to xD A Bill jest zły na brata i może sobie mówić, co mu się żywnie podoba. Taki kaprys xD I tak dziwne, że nie nabluzgał więcej :D Spoko, nie widziałam błędów, a jeśli były, to już się nauczyłam je omijać i przekształcać na słowa :D
Edyta -  Fazy miał, no co? xD PS, w trakciewojennym świecie tak xD PS2, pewnie lepiej "panie Kaulitz, czy mam pozwolenie na dojście? Tak, żołnierzu, dochodź!" wtf xD
Claudia K. - Hagen trzeźwo myśli, co się czepiasz :D I tak, Pia dużo myśli, no ale co ma robić, jak większość czasu spędza sama i się nudzi? Wtedy myślenie jest zbawieniem, choć w jej przypadku to niekoniecznie xD Co do Toma, to są dwie wersje, a której wierzyć, to już kwestia gustu, o xD

14 komentarzy:

  1. o kurwa! maria jest babcią... o kurwa... ale... jezu mam rozpierdol w mózgu. wrrr... okej od początku. geo przezywał to w środku, czego sie go czepiasz laleczko! ona poczuła ulgę prawda? też bym tak siedziała. i w końcu znamy prawdę.. po 22 odcinkach. w szoku jestem, że maria to jego babcia i że tom zdezerterował bo nie mogłabyś go tak po prostu uśmiercić no nie? o cholercia... zaskok w mózgu piii jest cudowny... "To może i lepiej, że nie zaciągnąłem cię do łóżka wcześniej, bo jak miałabyś zamiar do mnie mówić? „Panie poruczniku”? " mój ulubiony moment zaplułam ekran soczkiem jak to czytałam... och ja jestem pewna, ze on cie niedługo ugryzie... ale w innych okolicznościach.... liczę na szybką powtórkę i na przemyślenia pii i jej wielkiego mętliku we łbie w następnym odcinku. pisz szybko 26/7 wkręć się i szyko dawaj następny odcinek, kochana :) ja się już boję co on będzie wyrabiał jak już wróci do swojej sypialni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest... głupi xD
    Tom może nie żyje, a Bill tylko wypiera fakty, Gustav nie żyje, a na koniec zrobiło się jakoś tak milo... Właściwie nawet bardziej niż miło.
    No i jak ja mam to skomentować?
    Dobra, skoro jednak Tom jest po prostu ogarnięty to nawet w porządku. Ale Gustav też mógłby przeżyć!
    I wojna by się skończyła, a wtedy poszliby razem na piwo i znów zaczęli nagrywać!
    Taaak... Własnie :D
    Właściwie to zastanawia mnie, co stało się z Tanją. Czy ma to w dupie, czy zajęła sie innymi rannymi, czy Maria kazała jej... sobie iść :D
    Tak, czy inaczej chcę teraz kolejny rozdział!
    Brzydala lubię coraz bardziej, a poza tym, ON JĄ W KOŃCU POCAŁOWAŁ.
    22 rozdział, przegięłaś :D

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To mój ulubiony rozdział dotychczas <3 Myślałam, że Kaulitz się wkurzy, jak się dowie że siedziała tam... A tu proszę! Na miłość się mu zebrało <3 Zastanawiam się czy on się tam o jakiś kamyczek jeszcze nie pierdolnął przypadkiem, bo gadaj jakby... no właśnie... jak pojebany. XD
    Nawiasem mówiąc. Oł jea! Pia się dowiedziała jak ma na imię Porucznik. Nie no ja mam mind fuck XD Więcej nic mądrego nie dam rady napisać XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Hmm... sama nwm, po nie można się wszystkiego spodziewać... :D Ale że aż taki pojebany będzie to raczej bym nie przypuszczała xD
      Tak wgl to jak że Maria babcią Kaulitza? Wróć. KAULITZÓW? O.o To już wgl grubo XD

      Usuń
  4. Wreszcie coś sie miedzy nimi bedzie dzialo :D Och chyba juz nie zasne bede siedziec tylko i sprawdzac czy nie ma nowego. Fajnie ze wreszcie ze Bill to Bill no i ze czegos nowego sie dowiedzielismy , podejrzewalam ze Maria moze byc jakas jego rodzina.

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
    Kurwa, jak ja mogłam się nie zorientować, że Maria to jego babcia! Podejrzewałam, że to ktoś z rodziny czy coś, ale babunia?! Aaaaaaaaaaaaaaw! Jeżeli Maria tak lubi Pię...to składaj babunia na weselicho! I poznała jego imię i pojawiła się wzmianka o Tomie. Podjarałaś mnie tym odcinkiem. Tym bardziej, że dzisiaj na szkoleniu o Tobie myślałam - kurde, jest czwartek, dodała coś w nocy czy może dopiero dzisiaj, a może jutro. Jakaś telepatia, coś musi w tym być xD
    I tak w ogóle, to mam nadzieję, że przez szybkę widziało ich parę osób <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam klapki na oczach...widziałam tylko mundury <3
      Powinnaś się cieszyć, że o Tobie myślę! Ale przynajmniej oglądałam filmik szkoleniowy BHP na rzutniku (taka burżuja!) i parę "zgonów" było...Dwie godziny pracy, a płacą jak za 8.
      Co się dziwisz, musiałam zająć myśli :D
      No i dobrze, że widziały te osoby co powinny. CHUJ CI W CYCE TANJA! xD

      Usuń
  6. O JA PIERDOLE!!!
    Wybaczam Ci brak romantycznego epizodu z Schaferem. Wybaczam Ci!!!
    Zajebisty odcinek! Bożeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
    Piękne, piękne, piękne!!!
    Kocham to ^_^ <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurna o_O maria to jego babcia ?! a on to Bill o fuck :D hehe ciekawie się robi :D od ciekawie i to bardzo a ten pocałunek to co ? :D hehe

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekaj, czekaj bo jeszcze nie ogarnęłam...Bill ją pocałował...jak mogłas zakończyć w taki sposób?! Masz teraz na sumieniu wszystkie nie śpiące tej nocy czytelniczki!:) i jak to....Tom dezerter? debil? o nie panie poruczniku, js jako osobista kurwa panskiego brata nie zgadzam się na jego obrażanie! xd i ooo... a teraz do rzeczy...dobrze, ze Kaulitzowi się nic powaznego nie stało. Chyba biedna Pia by tego nie przeżyla. I miałam takie przeczucie ze Maria to jego babcia haaa!!!:) i tez juz w moim mniemaniu rozumiem, czemu Bill uratowsł Pię. Musiała mu przypominaać jego matke! ha a nie od dxiś wiadomo, ze mezczyzni dobieraja sobie kobiety pod wzgledem podobieństwa fo matki:-) no i kolejne przeczucie. W koncu Kaulitz stracil pelno krwi, dlaczego mam takie wrazenie, ze to zadanie ktore miala Tanja, o ktorym wdpominałas to właśnie ogddanie własnej krwi, by on przezył? trafiłam? :-) biedny Kaulitz, naszprycowsli go niezłymi prochami. I ten ich pocałunek. Boze chce już więcej...nie znęcaj się nad nami i dodaj szybko kolejny Kapitel!:)
    Ps. Wczesniej komentowałam pod nickiem kasiek56:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przepraszam za byki, pisze jeszcze w odurzeniu, w dodatku z telefonu:-)

      Usuń
  9. O nie, o nieeee! Co się z nim dzieje?:D Porucznik zachowuje się tak dziwnie, że zaczynam się martwić o Pię. Po jego zachowaniu stwierdzam, że jego śledziona musiała znajdować się w mózgu- innej opcji nie przewiduję:D
    I jeszcze ta babcia Maria, nie za bardzo się rozszalałaś?
    PS. Myślę, że Tom pseudonim "mała picza", gdzieś tam krąży po tym powojennym świecie.
    PS. 2 A co jest złego w zwrocie ,,panie poruczniku"?:D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy Pia musi tyle myśleć :D Fajny Hagen. Kaulitz leży sobie postrzelony,a on jej najnormalniej w świecie śniadanie proponuje <3. W ogóle lubię Twoją główną bohaterkę ( znów nie umiem odmienić jej imienia! Pię? Nevermind xD) choć czasem mnie strasznie wkurza nadmiernym myśleniem! Ale jest taka kochana, tak się martwi o Porucznika, że on biedny leży i pierdoli od rzeczy xD. Częściej powinni strzelać do Kaulitza, bo wtedy można się dowiedzieć czego więcej :D A poza tym to jeden z głównych bohaterów i na pewno nie umrze xD. I motyw Toma dezertera się pojawił. Lepsze niewyjaśnione zniknięcie i brak zwłok niż faktyczna śmierć :D I jest ja zawsze meega i czekam do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. No, żesz wreszcie! Kaulitz, do cholery! Taki z ciebie cwaniak, a musieli go naćpać, żeby wreszcie coś zrobił xD
    A tak serio. Żal mi Geosia. Wydać rozkaz zabicia przyjaciela, nawet jeśli temu zupełnie odjeb... chyba za dużo naczytałam się tych przekleństw... xD
    I tak czekałam na tego Toma, i czekałam, i co? Ma się okazać, że on jednak nie żyje...? No, nic...
    Przejdźmy dalej ;3

    OdpowiedzUsuń