czwartek, 26 czerwca 2014

KAPITEL 30

Moje ciało było obolałe. Pomyślałam sobie, że prędzej czy później to musiało nastąpić, ale nie zmieniało to faktu, że z tego powodu nie miałam ochoty zwlekać się z łóżka. Punkt dla mnie, że znowu była niedziela i Bill leżał obok mnie, wciąż śpiąc, co już chyba zaczęło być swego rodzaju normą. Więc nie miałam zamiaru się ruszać. Poszłam zaledwie do łazienki, przy czym przy każdym kroku czułam dokładnie to, co robiliśmy wczoraj, wieczorem i w środku nocy i gdy tylko wróciłam do pokoju, ułożyłam się z powrotem na łóżku i tak już leżałam kilka godzin, na początku patrząc na bezchmurne czerwcowe niebo przez okno, potem skanując wszystko wokół mnie, aż skończyłam na gapieniu się na Billa. Dotarło więc wtedy do mnie, że na samym początku chciałam o nim wiedzieć tak dużo, a co do czego przyszło, stałam się zupełnie niezainteresowana, a przecież było jeszcze tyle rzeczy, których mogłam się dowiedzieć, a co najważniejsze – mogłam o to spytać. No bo czemu nie? Byłam już tutaj prawie dwa miesiące, przy czym od prawie miesiąca regularnie uprawialiśmy seks, może tylko nie podczas okresu. Tym samym jednak on sam dał mi prawo, bym mogła go o cokolwiek zapytać, czyż nie? Musiałam się co prawda liczyć z tym, że się obruszy i nic nie odpowie, ale ja sama miałam prawo wtykać nos w jego sprawy. Ot co. Nie obudziłam go więc tylko z jednego powodu – on w kwestii seksu męczy się bardziej niż ja, a przecież wciąż można go uznać za kontuzjowanego – wiec czekałam. Klimatyzacja szumiała, ochładzając pokój do normalnej temperatury, więc nawet się nie odkrywałam, gapiąc się na Billa, jakby to miało cokolwiek zmienić. Właściwie nie chciałam, żeby się budził, bo w końcu lepiej dla niego, jeśli będzie miał siłę, prawda? I lepiej dla mnie. A tak właściwie to pewnie lepiej dla każdego w tym budynku.
I wyglądał tak uroczo. Spał aktualnie na brzuchu, grzywka zakrywała mu połowę twarzy, a jego usta były odrobinę rozchylone i to sprawiało, że na moje usta cisnął się szeroki uśmiech i miałam ochotę go przytulić, co chyba nie było zbyt normalne. Zerknęłam na zegarek na szafce nocnej i westchnęłam. Znów spóźniliśmy się na śniadanie, ale cóż, mieliśmy do czynienia z leniwą niedzielą, więc...
Dałam za wygraną i wyszczerzyłam zęby, dochodząc znów do wniosku cholernej zazdrośnicy, że z Tanją na pewno tak nie miał. Byłam lepsza i to w każdym aspekcie, czyż nie? Oczywiście, że tak.
- Co jest?... – usłyszałam ciche mamrotanie i dopiero wtedy spostrzegłam, że jego oczy lekko przymrużone były skierowane w moją stronę, a ja wciąż się szczerzyłam jak idiotka. Westchnęłam i przysunęłam się bliżej niego, by cmoknąć go w odsłonięte ramię.
- Wszystko mnie boli. – oznajmiłam mu, choć przecież to nie był powód, dla którego się cieszyłam. Tylko, że z drugiej strony to przecież nie mogłam mu wywalić kawy na ławę w taki sposób. A właściwie to ja nigdy nie wiedziałam, jak i kiedy mam mówić, żeby było dobrze...
Usta Billa wygięły się w półuśmieszek, jakby był z siebie wybitnie zadowolony i przyznałam sobie punkt za trafny dobór słów na sam początek dnia.
- To były twoje pomysły. – zauważył i zamruczał, przeciągając się tak, że prawie przyłożył mi swoją długą ręką.
- Ale realizacja w większości była twoja.
- Tak i doszedłem do dwóch zadowalających wniosków, a trzeci jest odrobinę przewrotny. – ziewnął i usiadł na łóżku, mętnie rozglądając się po pokoju. Nie wiedziałam, czy pytać go o te wnioski, czy poczekać, aż sam powie, więc nie odezwałam się ani słowem, patrząc tylko, czego on właściwie chciał. Odrzucił kołdrę i wstał, kompletnie nago kierując się do biurka i miałam ochotę przywalić sobie w czoło za ignorancję. No przecież! Przewróciłam oczami, gdy odwrócił się w moją stronę z paczką papierosów, zapalniczką i popielniczką. Nago. Czemu mnie to bawiło? – Więc pierwszy... – zaczął, odpalając jedną fajką i ruszył z powrotem do łóżka, poprawiając poduszkę tak, by móc ułożyć się na niej w pozycji półleżącej. Z jakiegoś powodu chciałam oprzeć się o jego klatkę piersiową, ale chyba nie byłam tak całkowicie przekonana do tego pomysłu. – jest taki, że już nie dochodzę tak szybko. Brawo, kurwa, dla mnie, bo dorastam. – zironizował, a ja roześmiałam się głośno. – Tak, drugi wniosek jest taki, że może jakoś to do ciebie nie dotarło, ale wczoraj doszłaś więcej raz i to nie tylko wtedy w biurze. – zauważył, a ja zmarszczyłam czoło, przypominając sobie, że faktycznie to nie było tylko jednorazowa niespodzianka, bo spróbowałam czegoś nowego. – No i trzeci wniosek, ten przewrotny, jest taki, że lubisz patrzeć.
- Lubię patrzeć? – powtórzyłam tępo, zerkając na niego spod uniesionej brwi, a on wzruszył ramionami, wypuszczając spomiędzy ust smugę dymu, by znów się zaciągnąć.
- Bardziej się nakręcasz, gdy patrzysz. – sprostował, choć mi to niewiele wyjaśniło. – To by tłumaczyło, dlaczego podnieca cię świadomość, że ktoś inny patrzy. Najwyraźniej zmysł wzroku jest u ciebie niemal na równi ze zmysłem dotyku w kwestii seksu. Co? – spytał, gdy na mnie spojrzał. – No a powiedz mi, że tak nie jest.
- Cóż, nie myślałam nad tym. – odparłam, choć właściwie to było kłamstwo. Tylko, że jakoś nigdy szczególnie się nad tym zastanawiałam, bo myśl, że chciałam, by Hagen patrzył i tak dalej, była lekko niepokojąca, choć wciąż bardzo pożądana w formie czynu. Zmarszczyłam kolejny raz czoło, gdy przypomniało mi się, że kilka razy zdarzyło mi się, że dochodziłam w momencie, gdy... – O kurwa... – mruknęłam, unosząc z zaskoczeniem brwi.
- To tłumaczy ten dziwny pierwszy raz, bo bałaś się na mnie patrzeć. – dodał i parsknął śmiechem. – Kobieto, ile z tobą problemów jest... – dodał, wzdychając głośno, a ja prychnęłam.
- Bo akurat ty jesteś zajebiście normalny. – burknęłam, co rozśmieszyło go jeszcze bardziej. Już nawet przestało mnie to dziwić. Ten człowiek zdawał się mieć wyjątkowe poczucie humoru, kiedy nikt nie patrzył.
- Obrażasz mnie. – zauważył i chwilę później pisnęłam głośno, gdy przetoczył się na mnie, dociskając mnie do łóżka swoim ciężarem. – Laleczko, kiedy nabrałaś odwagi, by mnie obrażać i nie bać się konsekwencji? – wydyszał i zachłysnęłam się powietrzem, gdy ukąsił mnie pod uchem.
- Od kiedy ty mi pokazujesz, że nie warto się ciebie bać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie i doszłam do wniosku, że chyba nigdy nie dowiem się tych informacji, które chciałabym od niego usłyszeć. Najwyraźniej to nie było takie ważne.
- Przestań pierdolić głupoty, zrób użytek z tych ust... – stwierdził sucho, a ja przewróciłam oczami, obejmując go rękoma.
- Ludzie szukają ludzi... Każdy szuka siebie nawzajem... Ludzie potrzebują ludzi... – zanuciłam więc, posłusznie reagując na rozkaz, ale zaraz urwałam, gdy Bill pochylił się i wciągnął do ust lewy sutek.

- Wyjeżdżam. – usłyszałam krótkie stwierdzenie i uniosłam pytająco brew, patrząc na jego ponurą twarz, gdy tylko wszedł do pokoju. Poprawiłam się na parapecie, ale nawet nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Wiesz na ile? – spytałam więc, próbując zignorować dziwne ukłucie w żołądku, które było bardzo niemiłym odczuciem. Dlaczego chciałam do niego podejść, objąć go i nie pozwolić mu wyjechać? Cholera, coś tu było nie tak, bo zdecydowanie nie powinnam tak myśleć.
Bill zrzucił z siebie koszulę, by wyciągnąć z szafy koszulkę, którą nosiła większość żołnierzy i ukłucie zmieniło się w bolesny skręt, aż mnie zemdliło, gdy dotarło do mnie, że to nie będzie żaden wyjazd służbowy. Pragnienie zatrzymania go dla siebie zwiększyła się tak, że musiałam zacisnąć palce, by opanować ich dziwne odruchy.
- Nie wiem. Raczej nie na długo. – odparł nieobecny, bardziej zaabsorbowany ubraniami i westchnęłam. Znów miałam to irracjonalne poczucie, że przywiązywałam się za bardzo, a wcale tego nie chciałam dla własnego dobra. Gorzej tylko, że zdawałam sobie sprawę, że będę za nim tęsknić bardziej niż ostatnio. Zbliżały się nieciekawe dni. Godziny? Miałam nadzieję, że wyjeżdżał tylko na jeden dzień jak... O Boże, a jeśli on znów zostanie postrzelony? A jeśli tym razem tego nie przeżyje?
- Tylko się nie zabij... – mruknęłam cicho, natychmiast mając ochotę strzelić sobie w łeb za te słowa. To źle zabrzmiało. Jakby mi zależało, a oczywiście, że było inaczej. Ugh, niech to szlag.
- Nie zamierzam, za dużo atrakcji na mnie czeka w pokoju. – mrugnął do mnie okiem i wyszedł, zanim zdążyłam się zdecydować, czy jednak chcę go przytulić czy nie. Spojrzałam litościwie na moje dłonie, które co chwilę się zaciskały w pięści. Nie, wy cholerne kretynki. Bill Kaulitz nie jest od przytulania. Nie takiego. To zabójca, który jest dobry w łóżku, nic poza tym.
Prawda?

Nie mając co ze sobą zrobić, postanowiłam przejść się w końcu do Marii, choć jednocześnie miałam niesmak w ustach na myśl, że mogłam tam spotkać Tanję. Byłam jednak to winna babci Billa, czyż nie? Nie byłam u niej już dłuższy czas, a nie chciałam tam się pojawiać tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebowałam.
Choć dokładnie to sobą reprezentowałam, skoro poszłam tam z nudów.
- Tanja zdaje mi dokładne relacje z twojego zachowania. – zauważyła beznamiętnie Maria, przeglądając jakieś papiery, ale nie czułam potrzeby, by się nimi zainteresować. – I wtrąca przy okazji swoją opinię.
- Pewnie się żali, jak bardzo mnie teraz nienawidzi. – odparłam, wzruszając ramionami, a Maria przerwała czynność, by na mnie uważnie spojrzeć.
- Ty naprawdę się zmieniłaś. – potrząsnęła głową. – Nie mam pojęcia, co nasz porucznik z tobą robi, ale chyba nie jestem pewna, czy mam być zadowolona, że wybrał ciebie nad Tanję.
Mrugałam oczami, nie wiedząc co odpowiedzieć. Co musiałoby się stać, żebym nagle powróciła do swojego starego „ja”? Nie chciałam być znów... Nie chciałam się bać. Wolałam działać niczym robot, a w tym miejscu to było niczym zbawienie.
- Tak jest lepiej. – odpowiedziałam w końcu. – Dla mnie. Dla mojego przetrwania. Nie sądzi pani?
- Nie można się zmienić tak na pstryknięcie palców. To nie jesteś ty i oszukiwanie siebie nic nie zmieni.
Co ona wiedziała? To nie ona sypiała z człowiekiem, który przyczynił się do śmierci jej rodziny. To nie ona musiała obciągać jego byłemu przyjacielowi i to nie ona była przetrzymywana. Mogłam robić to, co uważałam za słuszne, by tylko nie popaść w obłęd.
Czy ja się staczałam?...

Zatrzasnęłam drzwi za sobą, dysząc ciężko i szybko przemierzyłam pokój, by wspiąć się na parapet. Chciałam udawać, że wcale nie stałam na dworze i wcale nie wyszukiwałam wzrokiem Billa, by upewnić się, że nic się nie stało. Chciałam udawać, że mi nie zależało. Minęło kilka dni od jego wyjazdu i chociaż próbowałam sobie wmówić, że skoro nie ma Schäfera, to nic mu nie będzie, ale z godziny na godzinę znów zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Nie miałam z kim rozmawiać, bo Maria wciąż zdawała się mnie potępiać za to, że stałam się suką, a na dodatek Tanja na mnie naskoczyła przy pacjentach, jakby nie potrafiła sobie poradzić z własnymi emocjami. Najwyraźniej nie każdy umiał to robić tak jak ja, a ona chyba była tym szczególnym przypadkiem. Kilka razy przeszło mi przez myśl, że jest moim drastycznym sumieniem, ale szybko odrzuciłam takie rozmyślanie. Nie żeby mi to w czymkolwiek pomagało.
Chłodziłam dłońmi rozgrzane policzki, a moje tłukące się serce i motylki w podbrzuszu oczekiwały tylko na naciśnięcie się klamki. Żołnierze, których widziałam wysiadających z wojskowych ciężarówek, wyglądali na ponadprzeciętnie zadowolonych, więc najwyraźniej misja musiała się udać. Wcale się aż tak nie cieszyłam. Po prostu mnie przyzwyczaił do seksu, a przez kilka dni go nie było, czyż nie?
No szybciej. Kaulitz, do cholery, rusz się. Nigdy nie byłam cierpliwa, a on poważnie nadwyrężył mi tę cechę. Chciałam, żeby tu był. Już, natychmiast.
Odetchnęłam z ulgą, gdy klamka w końcu poszła w dół, a drzwi się otworzyły, ukazując mi szeroko uśmiechniętego Kaulitza, co było wyjątkowo podejrzanym i rzadkim widokiem. Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Nie patrz tak. – zaznaczył na wstępie, gdy uchwycił moje spojrzenie. Uniósł rękę do góry i dopiero wtedy zauważyłam w niej butelkę piwa. – Opierdoliliśmy z Hagenem... dużo. – pokiwał głową i westchnął przeciągle, wchodząc do pokoju. Nie do końca wiedziałam, jak mam się teraz zachować, bo znowu on nigdy nie zachowywał się perfekcyjnie normalnie, gdy był pijany. W sumie tak działał alkohol, więc nie miałam pojęcia, dlaczego mnie to dziwiło. Może dlatego, że Kaulitz wyglądał na takiego, którego procenty się nie imają. – Nie jestem pijany, ale dla twojej informacji mam zamiar się najebać. – oznajmił, odstawiając butelkę na biurko i ruszył do szafy, zrzucając z siebie kamizelkę kuloodporną.
- Ummm... – zaczęłam inteligentnie. – Cóż, cześć, Kaulitz, miło mi cię widzieć żywego, ja też za tobą tęskniłam, czy coś w tym stylu? – mruknęłam, robiąc głupią minę. Bill odwrócił się w moją stronę, uśmiechając się niczym mały chochlik.
- Cześć, laleczko, pewne części mojego ciała tęskniły bardziej, niż mózg.
Zamrugałam oczami, nie będąc pewna, czy żartował, czy jednak nie. Bo ja żartowałam, prawda?
- Moje pewne części ciała czuły się podobnie. – odparłam więc i dotarło do mnie, że chyba jednak żadne z nas nie stroiło sobie żartów. Do cholery, Kaulitz pod wpływem alkoholu był dziwny, a ja stanowczo musiałam uważać na słowa.
- Pewnie te moje ulubione. – wyszczerzył zęby, a ja mimowolnie się roześmiałam. Odwrócił się z powrotem do szafy, jak zwykle kompletnie się nie przejmując faktem, że rozbierał się przede mną do naga. Przełknęłam ślinę, czując przyjemne mrowienie na ciele, gdy przed oczami pojawiły mi się nagie plecy. – Nie wiem, po co ci się tłumaczę z tak trywialnej rzeczy, ale zwalam to na to, że szumi mi we łbie... Ale dzisiaj będę śmierdzieć, bo, kurwa, nie chce mi się iść pod prysznic.
- Za bardzo zmęczony?
- I leniwy.
- Więc w planach masz urżnięcie się w trzy dupy, a potem zaśnięcie na podłodze bez mycia? – cmoknęłam, czując łzy w oczach z dzikiego ubawienia. – Niesforny chłopczyk. – potrząsnęłam głową, a jego chichot sprawił, że łzy spłynęły mi po policzkach. Pijany Kaulitz był bezcenny.
- I brudny. I śmierdzący. Ale mam to gdzieś. – znów westchnął i wyrzucił ręce w powietrze. – Bo jestem pijany i czuję, że urwie mi się film!
Wybuchnęłam kolejną falą śmiechu, zsuwając się z parapetu, by do niego podejść. Przypuszczałam, że pewnie dodatkowe zmęczenie sprawiało, że robił mu się większy odlot, co było całkowicie zrozumiałe. Wciąż miał problem ze zdjęciem spodni.
- Mam pomysł, śmierdzący chłopczyku. – rzuciłam, obejmując go od tyłu, by pomóc mu rozpiąć pasek. Bill odetchnął, jakby spadł z niego ciężar świata, a ja oparłam czoło o jego plecy, wdychając jego zapach. Do kwiatowych to on zdecydowanie nie należał. – Pójdziemy pod prysznic, ja cię umyję, ty trochę wytrzeźwiejesz, a potem pójdziesz się upić. Pasuje? – jego spodnie spadły mu do kostek, a on nawet się nie ruszył z miejsca.
- W moim stanie wyjdziesz spod prysznica niezaspokojona. – zauważył tępo, a ja wzruszyłam ramionami.
- Więc zaspokoisz mnie później, ja nie widzę problemu.
- Ale jeśli wejdziesz pod prysznic naga, mój chuj będzie cię uwierał...
Do czego on w ogóle zmierzał? Parsknęłam śmiechem, wsuwając palce pod jego bokserki.
- Ten problem też rozwiążę. Znaj moją łaskę. – zsunęłam jego bieliznę i pociągnęłam go za rękę, by je zrzucił, ale wtedy dostrzegłam, że nie ściągnął butów. Boże...
- Więc przyszedłem pijany i śmierdzący, a ty mnie umyjesz, obciągniesz mi, ubierzesz z powrotem i pozwolisz mi pójść się zalać podczas gry w pokera? Kurwa, kobieto, jesteś fenomenem. O patrz, nie ściągnąłem butów.
Otarłam łzy od śmiechu i odwróciłam go w swoją stronę, by ściągnąć jego oficerki. Ten człowiek był rozwalający na łopatki.
- Czyli idziesz grać w pokera? – spytałam, mocując się ze sznurówkami. Nie byłam co prawda do końca przekonana do tego, czy faktycznie chciałam je ściągać, ale cóż, chyba nie miałam wyjścia, bo on wyglądał, jakby mógł się zabić przy rozbieraniu się. I on miał zamiar pić jeszcze? Prysznic i obciąganie zdecydowanie mu się przyda.
- Tak sobie wymyśliliśmy z Hagenem. Ale to męski wypad. – zaznaczył, a ja przewróciłam oczami.
- Ale mi to wypad, skoro wciąż będziecie w tym budynku.
- Nie łap mnie za słówka, laleczko. Jestem pijany, gdybyś zapomniała. – upomniał mnie, znów mnie rozbawiając.
- Bill, nie sądzę, żebyś mi dał o tym zapomnieć. Nawet gdybyś ciągle o tym nie mówił, poczułabym to od ciebie, wiesz?
- Przecież mówiłem, że śmierdzę.
- Tak, bo masz niemal słowotok, a to nie jest normalne. Co też dowodzi temu, że jesteś pijany. Podnieś nogę.
- Jeśli podniosę nogę, będziesz musiała mnie zbierać z podłogi.
- A jak wszedłeś po schodach w takim razie?
- Normalnie.
Westchnęłam, znów ścierając łzy, których on nawet nie zauważył i pchnęłam go na szafę, aż pisnął głośno. Posłusznie podniósł nogę, a ja wyswobodziłam go z oficerki, nogawki spodni i połowy bokserek. To samo zrobiłam z drugą nogą i podniosłam się, ściągając z siebie sukienkę.
- To lubię... – pokiwał głową, gdy ruszyłam do łazienki, odpinając stanik, a on automatycznie podążył za mną, kompletnie nagi. Czyż mężczyźni nie byli prości w obsłudze? Przynajmniej Kaulitz był. – Mówiłem ci już, że cię uwielbiam? – spytał, bezceremonialnie gapiąc się na moje piersi, gdy zsuwałam z siebie majtki. Przewróciłam oczami.
- Nie, panie Kaulitz, tego mi pan jeszcze nie mówił. – odpowiedziałam, a gdy się wyprostowałam, jego dłonie natychmiast zacisnęły mi się obiektach bacznej obserwacji.
- To mówię, że cię uwielbiam. Kurewsko bardzo mocno.
- Moje ciało. – sprostowałam, a on pokiwał głową.
- Też.
Uśmiechnęłam się lekko i odsuwając się od macających dłoni, odkręciłam kurek z wodą pod prysznicem.
- Więc będziecie chlać i grać w pokera, tak?

~~~~

Ewelina - Następny będzie dziwny. A kolejny po nim jeszcze bardziej :D Maria tam o, swoje wie!
Sparkle - Wstyd i hańba, owszem! Ale dlatego ja zawsze kopiuję komentarz, zanim go dodam, tak tylko mówię... xD Ja nie lubię Pii, ale to chyba już mówiłam. Jest za bardzo zakręcona w tym wszystkim, co ma w mózgu o.O No i tak, w sumie to ona coś do niego czuje, ale jest za głupia, by to przyznać :D Co tam, że cisnę swojej bohaterce :D I tak, Tom zrobi akuku, nie martw się xD I spoko, pacz, że odpisałam, a skoro odpisałam, to znaczy, że gdzieś sens był :D

4 komentarze:

  1. Pijany porucznik jest śmieszny. Mam łzy w oczach. Odcinek taki życiowy. Fajny. Tylko Maria mnie wkurzyła. Bywa no. Czuje, że następny będzie przezabawny. Buziaki i weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Weeeeź, nic nie pamiętam ;/
    Onet nie dodawał komentarzy, ale żeby tak blogspot? Wstyd i hańba... :D
    Dobra, no to pamiętam, że pisałam coś o tym, że lubię Pię. Bo jest taka fajna. Wcale nie jest suką, dziwką, czy coś. Bo tak na dobrą sprawę to skoro ona coś do niego czuje, a czuje na pewno, jest od niego zależna, jak cholera, a on o nią dba, choć różnie się to objawia, to przecież ona może troszczyć się o niego. Szczególnie jak jest taki biedny i zagubiony we własnych myślach xD No i może mu zrobić dobrze, jakby on jej nie robił, pff... No lubię Pię!
    Poza tym to może ona i ma jakieś problemy psychiczne, albo coś do niego czuje, czyli de facto ma problemy natury psychicznej xD
    Poza tym Maria mogłaby przestać jęczeć, Pia niech sobie będzie jaka jest, aaa Tom niech zrobi "akuku"! I będzie idealnie!
    I nie wiem, co jeszcze pisałam, ale nic nie pamiętam i ten komentarz nie ma za grosz sensu. Takie życie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Leniwa niedziela...kurwa, też bym taką chciała. W takim wydaniu i z takim towarzystwem (czyt. Porucznik of kors!). To takie, hmmm...urocze. Tak, to dobre słowo.
    Szkoda mi teraźniejszej relacji Pii i Marii. Tak naprawdę to ona jest taką dobrą duszą tutaj i mam nadzieję, że jednak dojdą do porozumienia i ona naprowadzi Naszą Pię na dobrą drogę.
    I jak chyba wspominałam w ostatnim odcinku, kiedy to Kaulitz był pijany, on jest OSOM w takim wydaniu! Lubię go niedzielnego i lubię go pijanego.
    I coś mi się wydaję, że podczas tego wspólnego prysznica, zmieni zdanie...albo nie? Bo może Laleczka w końcu poczuje, że pora na coś więcej niż tylko seks? A może na odwrót?

    OdpowiedzUsuń
  4. Pijany Kaulitz jest uroczy. Lubię go takiego!
    Dobrze, że nic mu się nie stało podczas tego wyjazdu. Ale przynajmniej Pia porozmawiała z Marią. Dobrze, że babcia Billa ją potępia! Ma absolutną rację.
    Wcale nie było seksu w tym odcinku... Czyżbyś się nawróciła? xd
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń